Oto dlugo oczekiwany kontakt z aborygenami!

Nieco zwalniajac kroku i nadajac twarzy niewinnie rozluzniony wyraz, zaczalem nasluchiwac. Przez drzewa ciagle nikogo nie bylo widac – moze dzwiek tak dobrze rozchodzil sie w powietrzu, a moze ja teraz lepiej slyszalem.

To byla piesn… nie, raczej piosenka. Sympatyczna piosenka, ktora niezbyt czysto, ale za to z glebi serca spiewaly dzwieczne dzieciece glosy.

Chcialbym poleciec samolotem

I zobaczyc piekne miasto Moskwe.

Przeciez tylko tak zdolam pomachac

Od razu wszystkim moim przyjaciolom,

Wszystkim moim przyjaciolom,

Wszystkim moim przyjaciolom.

Chcialbym poplynac parowcem

I zobaczyc piekne miasto Moskwe.

Przeciez tylko tak zdolam dojrzec twarze

Od razu wszystkich moich przyjaciol,

Wszystkich moich przyjaciol,

Wszystkich moich przyjaciol.

Chcialbym sie przespacerowac

I zobaczyc piekne miasto Moskwe.

Przeciez tylko tak zdolam uscisnac dlonie

Od razu wszystkim moim przyjaciolom,

Wszystkim moim przyjaciolom,

Wszystkim moim przyjaciolom.

Wiem, ze piesni moga byc rozne, a juz piosenki tym bardziej. Na kolejny jubileusz stolicy za pieniadze merostwa teksciarze nie takie rzeczy napisza. Ale tutaj zdumialy mnie dwie kwestie.

Po pierwsze, dzieci spiewaly absolutnie szczerze. Z calej duszy. Z uczuciem. Pewnie wlasnie tak w starych filmach dla dzieci spiewali pionierzy, wyruszajac na zbiorke zlomu.

Po drugie, piosenka miala wyrazny rytm i nawet sie rymowala! Slyszalem to wyraznie, a przeciez slowa nie trzymaly rytmu i nie bylo tam zadnych rymow!

Dopiero gdy ujrzalem spiewakow (piosenka wlasnie sie skonczyla i teraz bylo slychac wieloglosy halas, splatajacy sie ze szczebiotem ptakow), zrozumialem, na czym polega problem.

Dzieci nie spiewaly po rosyjsku. Moje zdolnosci funkcyjnego pozwalaly rozumiec obcy jezyk jak wlasny, ale nie gwarantowaly przekladu poetyckiego.

A ze nie spiewaly po rosyjsku… Nic dziwnego! Ciezko sie spodziewac znajomosci jezyka rosyjskiego po dziesiatce czarnoskorych chlopcow i dziewczynek, w wieku od siedmiu do dwunastu lat. Chlopcy byli w szortach, dziewczynki w szortach i bluzeczkach i wszyscy boso! U nas tak beztrosko na bosaka czlowiek nie pochodzi sobie nawet na wsi; szybko by sie natknal na zardzewiale gwozdzie czy potluczone butelki. Niektore dzieci mialy jasniejszy odcien skory, inne byly smoliscie czarne, ale wszystkie niewatpliwie byly Murzynami czystej krwi.

Grupke dzieci prowadzila mloda dziewczyna, rowniez czarnoskora, z pulchnymi, wywinietymi wargami, ubrana w lekka kretonowa sukienke w kwiatuszki, jakiej mozna by sie spodziewac na dziewczynie z gluchej wsi rosyjskiej. W rekach miala elegancki bukiet kwiatow, cztery czerwone roze w celofanie.

Stanalem jak wryty.

Co to za swiat? Rosja zamieszkana przez Murzynow? O, jaka niespodziewana, jaka radykalna idea narodowa!

Dziewczyna zobaczyla mnie i serdecznie pomachala reka. Nastepnie zawolala:

– Dzieci! Raz-dwa-trzy!

Dzieci przestaly halasowac i biegac. Do tej pory przemieszczaly sie w niesamowicie sprytny sposob – opiekunka szla sciezka, a dzieci biegaly dookola niczym szalone planety, ktorym udalo sie zejsc ze swoich orbit, a jednoczesnie przesuwaly sie mniej wiecej w jednym kierunku. Ale teraz zbily sie w nieruchoma grupke i zawolaly radosnie:

– Cien topry!

– Dzien dobry!

– Sientobry!

A takze:

– Dzbry!

Najmniejsza dziewczynka zawolala:

– Czesc!

Usmiechnalem sie z wysilkiem i powiedzialem:

– Dzien dobry, czesc!

Rytual zawarcia znajomosci zostal spelniony i dzieci rozbiegly sie na wszystkie strony. Dziewczyna nadal stala w tym samym miejscu, wyraznie czekajac, az podejde. Podszedlem.

– Dzien dobry – powiedziala czysto po rosyjsku, choc z lekkim akcentem. – Nie przeszkadzamy panu? Naszym halasem?

– Oczywiscie, ze nie! – zaprotestowalem. – Dzieci! Jak dzieci moglyby przeszkadzac! Bardzo lubie dzieci!

– Och, to nie dzieci, to potwory! – Dziewczyna teatralnym gestem otarla z czola nieistniejacy pot i sie rozesmiala. – Masza. Marianna Seylasi.

– Kiryl.

– Sa z Wybrzeza Kosci Sloniowej – poinformowala mnie Marianna, znizajac glos. – Przyjechaly zaledwie tydzien temu.

– Aha! – powiedzialem, rozumiejac, ze ta informacja powinna mi wszystko wyjasnic. – Jasne… I jak im sie podoba Moskwa?

– Sa zachwycone oczywiscie. Wlasnie spiewalismy piosenke o Moskwie. Zna pan francuski?

– Wiec to byl francuski… Troche rozumiem… „Wszystkim swoim przyjaciolom”… Piekna piosenka.

Marianna skinela glowa i zerknela na swoich podopiecznych.

– Czas na nas… Do widzenia, Kiryle! Dzieci, raz-dwa-trzy!

– Do wizenia!

– Towiezenia!

– Do widzenia!

– Dozwidzenia!

I tylko najmniejsza dziewczynka znow sie wyroznila, mowiac wyraznie:

– Na razie!

Pomyslalem, ze jesli nawet nie jest najbardziej uzdolniona lingwistycznie, to w kazdym razie najbystrzejsza.

Procesja oddalala sie w strone mojej wiezy, a ja stalem, patrzac na czarnoskore dzieci.

Turysci? Z Wybrzeza Kosci Sloniowej? Nie.

Uchodzcy? To juz bardziej prawdopodobne.

Tylko co to za Rosja i co to za Moskwa, ktora przyjmuje uchodzcow z najodleglejszych afrykanskich krajow?

Robi sie coraz ciekawiej.

Zamyslony poszedlem dalej. Nie zdziwilbym sie, gdybym spotkal teraz wycieczke emerytowanych Japonczykow albo ciezarnych Polinezyjek. Ale nikogo wiecej nie spotkalem. Za to sciezka z wydeptanej przemienila sie w ubita, potem w wylozona kamieniem, wreszcie w asfaltowy chodnik. Wzdluz niego staly latarnie na

Вы читаете Brudnopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату