– Co za roznica. To wszystko jest naprawde super. Przyjazn z toba jest i przyjemna i wygodna. – Kotia usmiechnal sie krzywo, ale od razu powaznie dokonczyl: – Tylko ze ty nie nalezysz do szeregowych masonow… to znaczy, funkcyjnych. Z toba wiaze sie jakies nieszczescie… i kiedys nie zdazysz przechwycic wszystkich nozy. Czuje, ze to wszystko zle sie dla mnie skonczy. Dzis rano siadlem, zeby napisac kolejna chalturke, i mysle: jesli Kiryl nie zadzwoni do obiadu, to wylaczam telefony i bede sobie wmawial, ze to wszystko mi sie przysnilo. Ale zdazyles. Draniu.

Popatrzylem na niego stropiony. Kotia mial racje. Wciagalem go w jakies przygody, niby ciekawe, a jednoczesnie smiertelnie niebezpieczne. A przy tym ja sam mialem asy w rekawie – zdolnosci funkcyjnego.

– Kotia…

– Dobra tam, do diabla z ta liryka. – Kotia machnal reka. – A morze zajebiste… i piwo zimne… Ekologia taka, ze tylko zabic sie bumerangiem! Za to nawet umrzec mozna… Przeczytales ten kimgimski podrecznik?

– Przejrzalem.

– I co cie tam zdumialo?

– Brak panstw.

– Otoz to! – Kotia pogrozil mi palcem. – Miasto Kimgim zamiast Kaliningradu, prosze bardzo. Miasto Zachrtan na miejscu Petersburga, nie ma sprawy. Nie maja szczescia do fonetyki… Ale jesli w calym ich swiecie nie ma ani jednego panstwa, tylko miasta i ziemia niczyja… To co otrzymujemy?

– Feudalizm? – zasugerowalem.

– Jaki znowu feudalizm! – Kotia sie skrzywil. – Feudalizm to wojny, walka o wladze, intrygi. Nie, nie chodzi o to, ze mam cos przeciwko temu, ze na calym swiecie nie ma ani jednej wojny – wprost przeciwnie, jestem obiema rekami za! Tylko ze to tak samo z siebie jest niemozliwe. To mi wyglada na sztuczny swiat.

– Kotia, mamy za malo danych.

– Mamy wystarczajaco duzo danych. – Kotia wstal z piasku i potrzasnal chuda reka. – Wszystko wyraznie widac! Nawet punkt bifurkacji w miare dokladnie obliczylem.

W tym momencie od strony wiezy dobieglo stukanie. Odwrocilismy sie jednoczesnie.

– Niech sobie stukaja – powiedzialem. – Czy celnik nie ma prawa odpoczac?

– A nie zapomniales, ze dzis miala cie odwiedzic komisja?

Zaczalem sie szybko ubierac.

Kotia tez sie ubral, zastanawiajac sie po drodze:

– Czy ja wlasciwie mam prawo u ciebie przebywac? Moze powinienem sie gdzies tu schowac?

– Zakop sie w zaspie w Kimgimie! – odcialem sie. – Mam przeciez prawo zapraszac gosci… Chyba…

– Kiryl, ty teraz ze wszystkich sil udawaj glupiego – powiedzial Kotia. – Dobrze ci to wychodzi. Ci, ktorzy tu przyjda, nie beda glupcami.

12.

Tak sie jakos zlozylo, ze nigdy nie mialem okazji skladac sprawozdania przed komisja. W szkole bylem z jednej strony zbyt zdolny, z drugiej zbyt leniwy, zeby sie bac jakiejs tam „komisji z miejskiego wydzialu oswiatowego”. Studiowalem w tych latach, gdy zadnych komisji po prostu nie bylo, a w kraju panowala absolutna anarchia. A gdy pracowalem w „Bicie i Bajcie”… A co tu sprawdzac? Czy nie gwizdnalem nowej karty graficznej do swojego domowego komputera?

Nie, nie gwizdnalem, wzialem do przetestowania i za miesiac oddam, wlasnie zdazy sie zestarzec, a jak wam sie cos nie podoba, to sie zwalniam i przechodze do „Mikroukladu”, gdzie placa poltora tysiaca wiecej!

Mimo to teraz strach sunal zimnym potem miedzy moimi lopatkami. Coz poczac! Niewychlostane pokolenie do dzis lezy w poprzek lawy i czeka, kiedy zetna dla niego rozge.

Strzasajac piasek z koszuli, podszedlem do drzwi. Przelotnie pomyslalem, ze trzeba by polozyc przed drzwiami jakas szmate… albo takie specjalne zielone wycieraczki, jak trawa z plastiku.

Do moskiewskich drzwi znow ktos zastukal.

Kotia, usilujac przybrac skupiony wyraz twarzy (w czym przeszkadzaly mu dwie butelki ukrainskiego piwa), stanal obok schodow.

Otworzylem drzwi… i ujrzalem trzy znajome twarze.

Na przodzie stal znany komik, gwiazda ekranu. Usmiech mial przeklejony tak mocno, ze pewnie musial porzadnie napinac miesnie, zeby przestac sie usmiechac.

Obok niego znany deputowany o patriotyczno-opozycyjnych pogladach. On tez sie usmiechal, ale jemu wychodzilo to znacznie lepiej. Patrzac na jego serdeczny usmiech, az chcialo sie wstapic z nim do jednej partii i ramie w ramie troszczyc sie o narod.

Ale ci dwaj to jeszcze nic, przeciez wlasnie czegos podobnego sie spodziewalem.

Trzecia osoba byla Natalia Iwanowa.

Cala i zdrowa, skinela mi uprzejmie glowa. Tylko jej spojrzenie – czujne i baczne – nie pasowalo do powitalnego usmiechu.

W duchu podziekowalem Kotii, ze w sama pore podzielil sie ze mna swoim domyslem.

– Czesc, Natasza – powiedzialem, pochylilem sie i cmoknalem ja w policzek. – Ciesze sie, ze cie widze w dobrym zdrowiu.

Do polityka wyciagnalem reke, wymienilismy mocny uscisk dloni. Komika, jesli mam byc szczery, mialem ochote grzmotnac nadmuchiwanym mlotem albo cisnac mu w twarz kremowy tort. Ale ograniczylem sie do skinienia glowa i maksymalnie serdecznego usmiechu.

Natalia przygladala mi sie uwaznie. W jej oczach cos sie topilo, przerabialo, przelaczalo, na pierwszy plan wysuwala sie serdecznosc i aprobata – zobaczylem nawet wesole zmarszczki w kacikach jej oczu (choc zwykle takie zmarszczki pojawiaja sie u wytrawnych kanalii w wieku trzydziestu, trzydziestu pieciu lat). A napiecie chowalo sie, wycofywalo z jej oczu, zajmujac pozycje gdzies w okolicy duszy.

Ale ze mnie idiota!

Przeciez dopiero co Kotia mi radzil: udawaj glupiego! A ja juz wykazalem sie nadmierna bystroscia – nie zdziwilem sie, ze Natalia zyje.

– Nie masz do mnie zalu, Kiryl? – Natalia rowniez pochylila sie w moja strone, dotknela mojego policzka suchymi, goracymi wargami. Od jej powitania powialo chlodem.

– No cos ty! – zmuszajac sie do smiechu, skinalem komikowi glowa, jakbym zachecal go do podzielenia mojej wesolosci. – Co ja, glupi jestem? Kto by odmowil czegos takiego! I przeciez gdybys mi wszystko wyjasnila, to ja…

– Nigdy niczego nie wolno wyjasniac. – Natalia zredukowala swoja falszywa serdecznosc. – Mozemy wejsc?

– Oczywiscie. – Cofnalem sie z przejscia, przelotnie zauwazajac zaparkowane nieopodal samochody i kilku barczystych ludzi otaczajacych wieze. Polityk, Natalia i komik weszli i zatrzymali sie na widok Kotii. – Odwiedzil mnie przyjaciel… Pomyslelismy, ze sie napijemy piwa…

Natalia popatrzyla uwaznie na Kotie. Moj przyjaciel stanal niemalze na bacznosc i wypalil:

– Czagin, Konstanty Igoriewicz! Dwadziescia piec lat! Zwolniony z wojska z powodow zdrowotnych! Dziennikarz!

– Jaki znowu dziennikarz? – zapytala z pogarda Natalia.

– Sensacjonista!

– To u ciebie Kiryl nocowal?

– Tak jest – przyznal ochoczo Kotia. – Tylko ja nie pamietam, wszystko zapomnialem, a potem poznalismy sie na nowo. Prosze nie myslec, ze ja tu jestem sluzbowo. Wylacznie po przyjacielsku! Nie chcialbym, zeby Kiriucha mial klopoty.

– Uwazaj, zebys ty nie mial klopotow. – Natalia najwyrazniej podjela jakas decyzje dotyczaca Kotii. – Oczywiscie, mozecie sie przyjaznic. Przyjazn to wazna rzecz.

– Stary przyjaciel nie zepsuje bruzdy – powiedzial ochryple komik i zerknal z nadzieja na Natalie, potem na polityka.

Natalia go zignorowala, polityk skrzywil sie i rzekl:

Вы читаете Brudnopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату