– Ty chuliganie – szepnalem, przykucajac i pozwalajac, zeby Keszju polizal mnie po nosie. – To znaczy, ze mnie nie pamietasz? Ale jest ci dobrze? Na pewno? A im sie dzieki tobie lepiej zyje?
Keszju oblizal mi twarz. Bylo mu dobrze. Kochal swoja mala pania i byl absolutnie przekonany, ze wiekszosc swiata takze jest warta milosci.
– Fajny pies – powiedzialem. – Uwazaj na niego. Ja… widzisz… wlasnie takiego stracilem.
Na twarzy dziewczynki odmalowalo sie zrozumienie tej strasznej sytuacji. Skinela glowa i powiedziala:
– Niedlugo bedziemy miec szczeniaki. Jesli pan chce, to prosze przyjsc. Tylko, przepraszam, ale one sa drogie…
– Zastanowie sie – obiecalem. – A tak w ogole to szukam tu znajomej. Nazywa sie Natalia Iwanowa. Nie znasz jej moze?
Dziewczynka zastanowila sie i pokrecila glowa.
– Pamietam tylko, ze mieszka w tej okolicy – mowilem dalej. – Na szostym pietrze. Kiedys ja tu odprowadzalem.
– My tez mieszkamy na szostym! – ozywila sie dziewczynka. – Ale u nas nie ma zadnej Natalii. Na pietrze sa trzy mieszkania. W jednym mieszka ciocia Galina… – Dziewczynka znizyla glos i dodala, wyraznie powtarzajac zaslyszana opinie: – Straszna jedza. W drugiej ja, Keszju, mama i tata. A miedzy nami w kawalerce w ogole nikt nie mieszka. Widocznie wlascicielom mieszkanie jest niepotrzebne! Tylko czemu nie wynajma? Przeciez mozna zarobic! A tak to ani sobie, ani nikomu. Tata mowi, ze trzeba sie zorientowac, moze daloby sie to mieszkanie im odebrac, skoro nie korzystaja.
– Nie przypuszczam – powiedzialem w zadumie. – A o szczeniaczku pomysle, dziekuje bardzo.
Na pozegnanie znow poklepalem Keszju po karku. I poszedlem, nie odwracajac sie.
Do Kotii zadzwonilem, dochodzac do metra.
– Tak? – zapytal podejrzliwie.
– Tak – przyznalem. – Wlasnie. To ja.
Uslyszalem ciezkie westchnienie.
– Kotia, no przestan sie wyglupiac – poprosilem. – Musze sie poradzic.
– A ja musze pracowac! – odparl dumnie Kotia.
– A co, zarabiasz na urlop? – zapytalem podstepnie.
– Dlaczego by nie!
– Poczekaj, niech zgadne, jak… „Kiedys bylam wesola, towarzyska dziewczyna, a potem zobaczylam ja w telewizji…”.
– „Kiedys bylam zwyklym petersburskim chlopcem o imieniu Alocha – powiedziala Mary z usmiechem. – Zgas papierosa, palenie szkodzi zdrowiu!”.
– No, w twoich tekstach pojawily sie spoleczne akcenty!
– To dla gazety „Badzmy zdrowi” – burknal Kotia. – Prosza, zeby zawsze wstawic cos o szkodliwosci alkoholu czy nikotyny. Po co dzwonisz?
– Wez zgrzewke piwa i przyjedz – poprosilem. – Tylko zeby piwo bylo zimne. I jakies chipsy, orzeszki.
Przez chwile Kotia przetrawial informacje, w koncu powiedzial:
– Cieple piwo byloby problemem, ale zimne… A co? Trzecie drzwi sie otworzyly? Dokad?
– Do lata – powiedzialem i sie wylaczylem.
Rozsadne mysli zwykle podkradaja sie niespodziewanie.
– Gdybys umial myslec systemowo – oznajmil Kotia, przekrecajac sie z plecow na brzuch – to poprosilbys, zebym wzial krem z filtrem UV.
Rzeczywiscie, slonce zaczelo niezle przypiekac.
– Gdybys nie byl taki leniwy – odparlem – polecialbys teraz po krem. Ja zalatwilem lato, o cala reszte martw sie ty.
– I gdzie ja ci teraz kupie krem? – zapytal rozleniwionym glosem Kotia. – Musialbym albo w domu szukac, albo w supermarketach z kosmetykami w rodzaju „Twerska-Full Wypas”. Daj no browar.
Podalem mu butelke piwa „Obolon” i zapytalem:
– Sluchaj, czemu ciagle kupujesz to piwo?
– Bo mi sie podoba ich kampania reklamowa. – Kotia sie usmiechnal. – Wyobraz sobie, oni proponuja, zeby pisarze fantasci wspomnieli w swoich ksiazkach o piwie „Obolon”.
– No i co?
– Jesli dziesiec razy z rzedu autor wymieni slowo „Obolon”, to dostaje premie. Czujesz?
– Tak po prostu? – zachwycilem sie. – „Obolon”, „Obolon”, „Obolon” i juz?
– Dziesiec razy z rzedu „Obolon” – podkreslil Kotia. – Nic mniej.
– A co to w ogole znaczy to „Obolon”? – zapytalem.
– Bagnisty brzeg rzeki.
– Powaznie? Czyli „Obolon” to piwo z wody bagiennej?
– Ale przeciez smaczne!
Nie spieralem sie. Nad takim morzem, pod takim sloncem i w dodatku w listopadzie smakowaloby mi kazde piwo.
– Dziwne to wszystko – odezwalem sie. – Widzisz… Spodziewalem sie, ze Keszju bedzie tesknil za Natalia. Ze ja go zabiore. Zaplacilbym oczywiscie! A tu sie okazuje, ze dziewczynka ma go od trzech lat. Bez sensu…
– Wlasnie z sensem – prychnal Kotia. – Ciagle nie kapujesz?
– Czego?
– Ani Roza, ani Feliks nie wspominali o zadnych dziwnych osobach, ktore zajely ich miejsce. Powinienes po prostu sam wypasc z zycia.
– No?
– A ciebie wyrzucili. Zamienili.
Ciagle nie moglem zrozumiec.
– Jak to „zamienili”?
– A co, ona sama nadziala sie na noz, tak? – zapytal spokojnie Kotia. – Nachylila sie i hopla! Wszedl jak w maslo? I juz mamy zbroczonego krwia trupa, syreny wyja, ty uciekasz…
– Cholera…
Wreszcie do mnie dotarlo.
Zerwalem sie, wsciekly kopnalem piasek.
– Cholera! Cholera! Cholera!
– Zrozumiales? – Kotia odwrocil glowe i popatrzyl na mnie oslepiony sloncem. – Ta twoja Natalia to taki sam funkcyjny jak i ty. Z jakiegos powodu postepowales nie tak, jak oni by chcieli. Przewidzieli to i zawczasu przygotowali ci bodziec – bezczelna nieprzyjemna kobiete. Przeciez ta Iwanowa to taki typ kobiety, ktorego najbardziej nie lubisz, prawda? Nie zwykla obca baba, ale wstretna obca baba. Tak?
Wzruszylem ramionami.
– Z toba to nie bylo takie proste jak z pokojowka czy restauratorem – mowil dalej Kotia. – Unioslem sie wczoraj… przepraszam. Ale strasznie mnie ta mapa wkurzyla. No wiec, z toba to wszystko nie jest takie proste, Kiryl. Nie jestes zwyklym celnikiem, jakich tu maja na peczki. Jest w tobie cos szczegolnego. Tylko nie zrozumialem jeszcze, co to takiego.
– A probowales? – zapytalem ponuro.
– Tak. Pol nocy kombinowalem. – Kotia usiadl na piasku i popatrzyl na mnie surowo. – Posluchaj, Kiryl. Pewnie rzeczywiscie bylismy dobrymi przyjaciolmi…
Speszylem sie, jak zawsze, gdy zaczyna sie mowic z przyjaciolmi o przyjazni. To tylko z kumplami latwo wychodzi.
– Morze w centrum Moskwy, caly ten twoj Kymgym…
– Kimgim!