Glos byl cichy i uprzejmy, ale w odroznieniu od glosu robota pozbawiony zycia, bezplciowy. W taki sposob moglyby przemawiac pralki i odkurzacze.

– Ide – odpowiedzialem nie wiadomo po co i ruszylem do przodu.

Lada byla wykonana jakby z jasnego kamienia albo plastiku imitujacego kamien. Gladka, rowna, zadnych przyciskow i w ogole zadnych elementow.

– Prosze polozyc dlonie na ladzie.

Wykonalem polecenie.

– Prosze podac nazwe panskiego swiata.

– Ziemia. A raczej Ziemia-dwa, Demos.

– Prawidlowo. Prosze podac funkcje.

– Celnik.

Chwila przerwy i spokojna odpowiedz:

– Nieprawidlowo. Panska wiez z funkcja zostala zerwana. Nie jest pan juz funkcyjnym.

– Nie mozna przestac byc funkcyjnym – powiedzialem szybko. – Nadal pozostaje zmienionym prawdopodobienstwem.

Krotka przerwa.

– Prawidlowo. Prosze podac swoja funkcje.

Co to ma byc, drwiny? Popatrzylem w gore, skad dobiegal glos. Nie, nie bylo tu mowy ani o humorze, ani o dwuznacznosci. To faktycznie maszyna bez cienia ludzkich uczuc.

– Jestem funkcyjnym, ktory nie zna swojej funkcji.

Dluga przerwa.

– Prawidlowo. Cel wizyty?

– Zbadanie budynku.

– Prawidlowo. Czas trwania wizyty?

– Nieokreslona – odparlem, probujac sie dostosowac do stylu mowienia maszyny.

– Prawidlowo.

Czy naprawde wszystko bylo takie proste? Wystarczy tylko, ze jestes funkcyjnym i zostajesz wpuszczony?

– Uzasadnienie?

Po chwili wahania odpowiedzialem:

– Ocena celowosci zniszczenia budynku.

– Prawidlowo.

Zapadla cisza.

Czekalem, przestepujac z nogi na noge, a gdzies wewnatrz budynku ta jego czesc, ktora podejmowala decyzje, formulowala pytania.

– Posiada pan mozliwosc zniszczenia budynku?

– Nie.

– Prawidlowo.

Czekalem na inne pytania, ale nie nastapily. Za to lada przed moimi rekami rozeszla sie i wysunal sie gietki szlauch z ustnikiem na koncu. Poruszylem sie, ale rece byly jakby przyklejone do lady.

– Prosze otworzyc usta i przycisnac nasadke zebami.

– Co to?! – zawolalem spanikowany.

– Sonda dezynfekcyjna – wyjasnil obojetnie glos. – Standardowa procedura, nie stanowi zagrozenia dla funkcyjnych.

– A dla ludzi?

– Prowadzi do smierci po okresie od trzydziestu sekund do szesciu godzin dwunastu minut.

Przekrecilem glowe, odwracajac sie od kolyszacego sie szlauchu.

– Odmawia pan przejscia dezynfekcji?

Szary splaszczony ustnik na koncu szlauchu zamarl przed moja twarza i zobaczylem na nim ledwie widoczne wglebienia. Slad po zebach zaciskajacych sie od potwornego bolu?

Nie wyrwe sie, rece sa jakby przyklejone – zreszta nawet gdybym sie wyrwal, to co ze soba zrobie na tym okrecie podwodnym?

– Powtarzam pytanie: odmawia pan przejscia dezynfekcji?

Ciekawe, czy to standardowa procedura, majaca na celu odsiew „niedorobionych” funkcyjnych? A moze sposob ukarania udawaczy? A moze maszyna pyta bez zadnego podtekstu?

Nie bedac funkcyjnym, umre. Zdolnosci funkcyjnego przejawiaja sie tylko wtedy, gdy…

– Czy mam wybor?! – krzyknalem.

– Tak. Ma pan prawo odmowic.

– Powtarzam pytanie! – wrzasnalem. – Czy mam wybor i czy konsekwencje mojego wyboru sa wazne dla mojego losu? Rozumiesz mnie, elektronowa olbrzymko?

I wtedy zrozumialem, ze nie mam racji. Poczulem, jak rozproszone w scianach budynku wezly nerwowe zaplonely od naplywu energii, oceniajac moje pytanie i probujac pojac jego ukryty sens. Jaka tam elektronika, jakie, do diabla, ciekle optoneuronowe uklady uniwersalnego robota Kark-E z Ziemi-czterdziesci szesc, ktory wchlonal osobowosc poety-deprywisty Anatola Larsa! To cos tutaj nie bylo ani komputerem, ani automatem, ani robotem, ani osobowoscia – to, co zylo w budynkach funkcyjnych, podtrzymywalo sily przykutych do nich ludzi, zdobywalo energie znikad i przetwarzalo informacje w energie. Zmiana superczulych struktur materii, przerzut spinu elektronu z wartosci polowicznej w calkowita albo zerowa, co doprowadzalo do zmiany istnienia elektronu w naszej rzeczywistosci z prawdopodobnego na niemozliwe czy niedopuszczalne. Czastki elementarne materii przemienialy sie w elementy niewiarygodnie zlozonego ukladu, oddzialujac na siebie gdzies poza granicami rzeczywistego swiata, tam gdzie panuje zasada nieoznaczonosci Heisenberga, rozszerzone i poprawione kontinuum Imanishi…

Jeknalem, czujac, jak obfitosc informacji zrodzonej z energii powstalej z niczego wlewa sie do mojego mozgu. Porwalem sie na zbyt wiele. Nie moglem, nie znalem, nie rozumialem tego, co usluznie przedstawil mi system informacyjny funkcyjnych. Gdybym mial troche wiecej sil, odrobine wiecej doswiadczenia, moglbym sie do niego zwrocic swiadomie. I zapytac, na przyklad, o to, jak pokonac funkcyjnych. Ale nie mialem takich sil.

– Tak, masz wybor, ktorego konsekwencje sa wazne.

– Dezynfekuj! – zawolalem, sciskajac ustnik.

Tak latwiej. Juz lepsze wlewajace sie do ust trujace swinstwo niz migoczaca miedzy rzeczywistoscia a niebytem nerwowa siatka budynku, niz proby zrozumienia tego, czego zrozumiec nie potrafie. Lepiej niech mnie nasacza truciznami, niz informacjami.

Aaaa!

Krzyknalbym, gdybym mogl. Ale ustnik wciskal sie do ust, nie moglem nawet odsunac glowy. Straszliwa zraca gorycz wpila sie w wargi, gesty lepki plyn wlal sie do gardla. Szarpalem sie, czujac sie tak, jakbym polykal lug albo kwas – wszystkie receptory smakowe zbuntowaly sie, wrzeszczac: trucizna!

Szlauch konwulsyjnymi ruchami wlal we mnie z pol litra cieczy i odpadl, skryl sie w glebi lady. Jednoczesnie uwolniono mi rece. Padlem na kolana i poruszylem glowa, probujac zwymiotowac trucizne. Zoladkiem wstrzasaly spazmy, ale lepkie dranstwo nie chcialo opuscic mojego organizmu. Czulem, jak trucizna pali mi przelyk i zoladek, przenika do krwi, zabija serce i watrobe…

Czlowiek by tego nie przezyl.

Albo umarlby chwile pozniej, od nieznosnego bolu, na zawal, albo po kilku godzinach, gnijac zywcem.

A ja jestem troche czlowiekiem, a troche zywa maszyna – tak jak cierpliwie czekajacy na zewnatrz robot Anatol Lars. Moje cialo zostalo przemienione w taki sam niestabilny uklad balansujacy miedzy rzeczywistosciami, jak moja wieza, jak ten budynek-wachlarz. Potrafi wiele. Moze wyhodowac utracona konczyne, zwymiotowac trucizne, wytrzymac ogien. Wiele potrafi – bo w bezkresnym oceanie czasu, w rozlozonym wachlarzu jest wszystko, czego tylko mozna zapragnac – nowe ciala, nietrujace trucizny, regenerujace sie organizmy, ludzie pijacy kwas na sniadanie i chrupiacy szklo na deser. W tym morzu prawdopodobienstwa pociski lapie sie golymi rekami, a przy zetknieciu kciuka i palca wskazujacego z paznokci bija blyskawice. W tych niezliczonych swiatach, ktore jedynie musneli funkcyjni, mozliwe jest to, co niewyobrazalne, i niemozliwe jest to, co mozliwe. Coz

Вы читаете Czystopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату