waszego zdrowia psychicznego i fizycznego…

Siegnalem po dzbanek i wlalem do filizanki resztke kawy, z fusami. Marko popatrzyl na mnie ze wspolczuciem.

– Moze jednak pojdzie pan spac, Kiryle?

– Zaraz, tylko jeszcze raz przelecimy sie po datach. U nas jest dwutysieczny dziewiaty rok… No, to jeszcze daloby sie zwalic na bledy w obliczeniach… Kiedy zbudowano Rzym?

– W osmym wieku przed narodzinami Chrystusa.

– Aha. – Nie pamietalem zbyt wielu dat, szczesliwie wyrzucilem je z glowy zaraz po egzaminie koncowym. Ale cos niecos jednak wyplynelo z mrokow niepamieci: – A… Juliusz Cezar?

– Tak? – spytal ochoczo Marko. – Co z Cezarem?

– Piecdziesiat lat przed nasza era… przed narodzinami Chrystusa, zostal zamordowany przez Brutusa!

Marko pokrecil glowa.

– Jesli mnie pamiec nie myli, Juliusz Cezar zmarl na atak serca podczas schadzki… w dwudziestym czwartym roku przed narodzinami Chrystusa.

– Wiec to jest wlasnie ten punkt, w ktorym historie naszych swiatow sie rozeszly! – oznajmilem triumfalnie.

– Typowy blad czlowieka, probujacego sie zorientowac w roznicach miedzy swiatami Wachlarza. – Marko sie usmiechnal. – A cos blizej naszych dni?

– Poczekaj, masz racje. – Zerknalem na tom Montaigne’a. – Wasza biblioteka… jesli roznice miedzy swiatami siegaja tak zamierzchlej przeszlosci… to nie powinno byc zadnego Montagine’a, Cervantesa, Wiktora Hugo, Dostojewskiego…

– Kim jest Cervantes?

– Don Kichot? Sancho Pansa?

– Hiszpanie? – uscislil Marko. – To sa w waszym swiecie znani pisarze?

– Czysty obled! – Nie wytrzymalem. – Jesli swiat zaczyna sie zmieniac, to powinien zmienic sie radykalnie! Zmiany sie nawarstwiaja, mnoza, w koncu nie powinny zostac zadne punkty wspolne! Jestesmy we Wloszech?

– W Watykanie. – Marko sie usmiechnal. – A Watykan, owszem, jest we Wloszech. Dzieli Wlochy na Polnocne i Poludniowe.

– Im dalej, tym gorzej. Stany?

– Polnocne Stany Ameryki?

– Stany Zjednoczone Ameryki.

– No… sa.

– To rozwiniety kraj?

– Bardzo. Jeden z najbardziej rozwinietych. Oczywiscie Kanada jest wieksza…

– Koszmar! Rosja?

– Ktora? Polnocno-Wschodnia, Poludniowo-Ukrainska, czy Syberyjsko-Dalekowscho-dnia? To Konfederacja.

Nie wytrzymalem i siegnalem po butelke koniaku. Dobrego miejscowego koniaku, wyprodukowanego we francuskiej prowincji Cognac.

Koniak sie nie zmienil.

– Luter?

– Wybitny dzialacz Kosciola.

– Lenin, Hitler, Stalin? Churchill?

– Churchill! – Marko sie ucieszyl, slyszac jedyne znajome nazwisko. – Slynny angielski pisarz i filozof. Jak dla mnie troche nudny, ale…

– Dlaczego tak sie dzieje, Marko? Ktos zniknal bez sladu, ktos napisal inne ksiazki, a ktos zajal sie czyms innym. Zalozmy, ze to dzialalnosc funkcyjnych. Zalozmy, ze zaczeli ingerowac w nasze swiaty nie przed setkami, ale tysiacami lat, tylko ze wtedy swiat sie powinien zmienic calkowicie, a on zmienia sie wybiorczo!

– Dokladnie tak. A Weroz, w ktorym nie ma ropy naftowej? Tam do zmian musialoby dojsc w epoce prehistorycznej, i to do zmian globalnych, geologicznych! A przeciez nawet w Werozie znajdziesz znajome nazwiska i ludzi, ktorzy robia to samo, co robili w Demosie czy u nas.

Marko nalal sobie koniaku i popatrzyl na mnie ze wspolczuciem.

– Probujesz w ciagu paru godzin znalezc odpowiedzi na pytania, nad ktorymi nasz swiat trudzi sie od stuleci. Daj spokoj, Kiryle.

– Musi byc odpowiedz – uparlem sie. – Moze nawet lezy na wierzchu, po prostu zamydlilo wam wzrok…

– Zamydlilo?

Wyjasnilem.

– Byc moze – zgodzil sie lekko Marko. – Roznimy sie do was – wy jestescie technikami, my biologami.

– My bysmy powiedzieli: genetykami. Nie wiem tylko, jak mozecie zajmowac sie inzynieria genetyczna bez mikroskopow elektronicznych i innych narzedzi…

– Z boza pomoca. – Marko sie usmiechnal.

– Aha. Oraz pomoca jakiejs meduzy… „oka archaniola” na przyklad… Marko, kardynal powiedzial, ze nam nie pomoga. Ze wasi zolnierze nie beda bronic naszego swiata.

– Kazdy zasluguje tylko na taki swiat, ktorego sam jest w stanie bronic – rzekl twardo Marko. – Gdybysmy do was przyszli, nawet chcac pomoc zupelnie bezinteresownie, czym by sie to skonczylo? Wasze zwyczaje by nas przerazily, nasze was. Macie bardzo wielu ateistow, czy oni przyjeliby nasza pomoc? A muzulmanie? Tym bardziej pomoc w walce przeciw nieznanemu wrogowi, ktory przeciez az tak bardzo wam nie dopieka…

– A jesli potajemnie?

– Nie da rady. To nie beda pojedynki rycerzy na odleglych arenach, ale wojna na ulicach waszych wsi i miast. Beda plonac domy, umierac kobiety i dzieci… Jestescie gotowi zaplacic taka cene? My zaplacilismy, ale sami podjelismy taka decyzje.

– Wiesz, Marko, zaczynam was szanowac – powiedzialem powaznie. – Podoba mi sie Weroz; widzialem zaledwie dwa miasta, ale byly bardzo w porzadku. I wasz swiat, chociaz nie znam go zbyt dobrze, rowniez mi sie podoba. Macie racje, nie powinniscie sie wtracac.

Marko rozlozyl rece.

– Ale co ja mam zrobic?… – mruknalem. – Przeciez oni zwyczajnie na mnie poluja!

– Jesli pan chce, moze pan zostac u nas – zaproponowal Marko. – Oczywiscie zapewnimy panu schronienie. Gdyby pan chcial, to nawet w panskiej rodzinie, wsrod przyjaciol. To nie te czasy, gdy nawet bylych funkcyjnych zsylano do zamknietych wiosek. Teraz mozna zyc i cieszyc sie zyciem. Sadze, ze czlowiek o panskim charakterze – mam na mysli zmysl techniczny, energie i odwage… nie, prosze sie nie usmiechac, to wszystko w panu jest… sadze, ze odnalazlby sie pan w naszym swiecie.

– To brzmi kuszaco – powiedzialem. – Naprawde.

I chyba mowilem szczerze. W kazdym razie, gdy piec minut pozniej kladlem sie do lozka w jednym z pokoi, calkiem powaznie zastanawialem sie nad ta propozycja.

No dobrze, rzadzi tu Kosciol, no i co z tego? Mimo wszystko to znajomy Kosciol, te same przykazania… nikogo do niczego nie zmuszaja, panuje wolnosc sumienia. Nie ma telewizji? I bardzo dobrze! Nie ma komputerow… no, troche szkoda.

Za to jakie pole do dzialania! Zaczne pracowac jako genetyk i bede hodowal zywe komputery! U nas ciagle sie zastanawiaja, czy mozna zbudowac komputer z zywej materii. A tutaj, gdzie termowizory i detektory ultrafioletowe robia z meduz, bedzie to znacznie prostsze! W koncu to tez jest Ziemia, tylko inna. Cervantesa nie ma, za to Swift rozpisal swojego Guliwera na caly serial! Wszystko ma swoje plusy i minusy.

Koniak maja dobry, tyton nie jest zakazany… i dziewczyny ladne… choc oczywiscie nie ma sensu zarzucac sieci na wojownicze karmelitanki.

Zasnalem w bardzo lagodnym nastroju.

Choc bardzo mozliwe, ze przyczynil sie do tego koniak z obcej Francji.

* * *
Вы читаете Czystopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату