Palce kardynala, do tej pory gladzace siersc yorka, drgnely i znieruchomialy.
– Ciekawe – powiedzial kardynal. – Szalenie ciekawe. Bardzo jestes ograniczony czasowo?
– Wszyscy jestesmy ograniczeni – odparlem. – Ale zawsze jest czas na opowiesc.
– W takim razie zacznij od samego poczatku – rzekl Rudolf. – Zacznij od siebie.
– Nazywam sie Kiryl… Kiryl Maksimow. Mieszkalem w Moskwie, w Rosji, to stolica naszego kraju… zreszta, niewazne. Chodzilem do szkoly, potem studiowalem w MAI, to wydzial lotniczy. Mamy takie maszyny, samoloty, one lataja w powietrzu…
– Wiemy, jak wyglada twoj swiat – przerwal kardynal. – Opowiadaj, a jesli czegos nie zrozumiem, sam poprosze o wyjasnienia.
– No wiec studiowalem, a potem zrezygnowalem… przestalo mnie interesowac… to znaczy, nadal mnie interesowalo, ale pomyslalem, ze to nie ma przyszlosci. Zaczalem pracowac w firmie komputerowej… szczerze mowiac, jako sprzedawca.
– To godna praca, jak kazda, ktora jest uczciwa – rzekl powaznie kardynal.
– Mieszkalem sam. Mialem dziewczyne, ale sie poklocilismy. Pewnego dnia wrocilem do domu i zobaczylem, ze drzwi mojego mieszkania sa otwarte.
Powoli sie uspokajalem. Moze dlatego, ze moj dziwny rozmowca (jesli czesto zdarza wam sie rozmawiac z kardynalami z innej planety, to cofam slowo „dziwny”) potrafil sluchac. To wazna umiejetnosc u politykow i kaplanow, a on byl jednym i drugim.
Opowiadalem, jak zostalem wykasowany z naszej rzeczywistosci, jak stalem sie celnikiem, jak odwiedzalem inne swiaty. I jak potem postanowilem dotrzec do prawdy – kto tak naprawde steruje funkcyjnymi. Jak trafilem do Arkanu, jak zaczeto na mnie naciskac, zamordowano dziewczyne, ktora pokochalem, jak probowal mnie zabic moj przyjaciel, jak sie dowiedzialem, ze jest kuratorem, jak znow wloczylem sie po swiatach, oraz jak ja i Kotia pogodzilismy sie i postanowilismy dzialac razem.
Dwa razy przynoszono nam kawe i herbate – ja pilem kawe, kardynal herbate. Postawiono na stole miseczki z owocami i orzeszkami, a dziewczyna w mundurze z kolekcji Michala Aniola, krzywiac sie odruchowo, wymienila popielniczke.
Kardynal rzadko zadawal pytania. Bardzo zainteresowal go Arkan, co bylo zrozumiale, zaciekawil go rowniez Janus. Moim swiatem i Werozem nie interesowal sie w ogole. Czyzby na Ziemi byli agenci Opoki?
W koncu skonczylem swoja opowiesc. Za oknem zapadl zmierzch, rozmawialismy co najmniej piec godzin.
– Interesujaca historia – rzekl w koncu Rudolf. – Bardzo interesujaca. A wiec jestes bylym funkcyjnym, ktory zachowal niezrozumiale resztki zdolnosci, a twoj przyjaciel to kurator, glowny funkcyjny Demosu, ktory czesciowo utracil swoje zdolnosci i chcecie… – Urwal. – Otoz to, czego tak naprawde chcecie? Bronic sie przed Arkanem i stac sie zwyklymi ludzmi?
– A czy mozna bronic sie przed Arkanem i pozostac ludzmi? – odpowiedzialem pytaniem. Caly uprzednio przemyslany plan rozmowy wydal mi sie nagle naiwny i niewlasciwy.
– My zdolalismy.
– Ale jak? Jak znajdujecie portale do waszego swiata, jak wyrozniacie emisariuszy z Arkanu? Nie, nie chodzi mi o poznanie waszych tajemnic – sprecyzowalem szybko. – Prosze nie sadzic, ze chce sie czegos wywiedziec. To znaczy chce, oczywiscie, ale nie to jest najwazniejsze. Prosze mi wyjasnic, jak i dlaczego zwyciezyliscie Arkan? Nie musi mi pan zdradzac sekretow, ale chyba moze mi pan powiedziec cos, co dla Arkanowcow nie jest tajemnica, a nam mogloby pomoc w walce?
– I znowu nalezaloby postawic pytanie: do czego doprowadzi wasza walka? – Kardynal westchnal. – Kiryle, nasz swiat, z woli Boga czy na skutek intryg diabla – bo dopuszczam rowniez taka mozliwosc, a diabel jest ograniczony i nie wszechmocny i mogl zyczyc nam zla, a laska Pana obrocila to zlo w dobro… A wiec, nasz swiat jest swiatem religijnym.
– Zdazylem zauwazyc. – Nie powstrzymalem sie od ironii.
– A wiara w Boga zawsze niesie w sobie jeszcze jeden element: wiare w diabla. Tak, Marko opowiedzial mi o waszej rozmowie. Zawsze bylismy przygotowani na cos takiego – na pokuse. Na to, ze przyjda i beda obiecywac zlote gory, a w zamian poprosza jedynie o podpisanie pergaminu wlasna krwia. Dlatego dowiedzielismy sie o funkcyjnych. Ci, do ktorych oni przychodzili, czasem opowiadali. A ci, ktorym to opowiadano, wierzyli. I zaczelismy szukac wyjscia. Wasz swiat lubi bezduszne maszyny, u nas wszystko potoczylo sie inaczej, my zmienialismy to co zywe – rosliny i zwierzeta… ale nie siebie. I nasza nauka biologiczna uczynila to, czego na razie nie potrafia zrobic wasze komputery, lasery czy statki kosmiczne. – Wypowiedzial te slowa bardzo wyraznie, ale i tak zabrzmialy obco. – Stworzylismy cos, co pozwala nam dostrzec obcych.
Kardynal uniosl reke do twarzy, dotknal oka koniuszkami palcow i zamrugal, jakby wyjmowal szklo kontaktowe. A potem podsunal mi dlon z polyskliwa, drzaca, przezroczysta galaretowata masa.
– Co to? – wyszeptalem.
– Nieoficjalna nazwa brzmi „oko aniola” – odparl kardynal. – A oficjalna „spektralno-analizujaca meduza soczewkowa”. To rzeczywiscie meduza. To znaczy, jej przodkowie byli meduzami. Malenka grudka zywego ciala z fal oceanu. Poczatkowo probowano uzywac jej w charakterze zwyklych okularow. Macie przeciez takie rzeczy z plastiku?
– Szkla kontaktowe. – Skinalem glowa, nie odrywajac wzroku od meduzy. Nie mialem ochoty jej dotykac. Zreszta, kardynal nie nalegal. Wlozyl protoplazme do oka i znow zamrugal.
– W charakterze okularow meduzy sie nie przyjely, sa zbyt delikatne i zbyt drogie. Moga zyc kilka miesiecy, jesli sie je regularnie umieszcza w akwarium z odzywczym planktonem, ale tak czy inaczej, to bardzo delikatne istoty. Za to okazalo sie, ze po odpowiednim przeksztalceniu mozna dzieki mim zobaczyc to co ukryte. Na przyklad cieplo.
– Obled – powiedzialem, patrzac w oczy kardynala. Teraz stalo sie jasne, skad ten mlodzienczy blask. – Zywe noktowizory.
– Mozna zobaczyc rowniez fale swiatla. Ultrafiolet, tak?
Skinalem glowa. W tej chwili juz nic mnie: nie dziwilo.
– Zatem, jedna z wlasciwosci „oka aniola” pozwala odrozniac funkcyjnych od zwyklych ludzi. Funkcyjni emituja skomplikowane harmonijne drgania. To idzie od glowy, czy raczej od przysadki. Nie da sie zablokowac tych drgan w naturalny sposob… mamy nadzieje, ze sie nie da. Byli funkcyjni, tacy jak ty, maja inne spektrum promieniowania, ale mimo wszystko pozostaja nie-ludzmi.
– Wracaja do poprzedniego stadium, lecz nie do konca?
– Nie. Przechodza w trzecie stadium.
– A co to za promieniowanie? Radioaktywne, fale elektromagnetyczne…
– Nie – rzekl z usmiechem kardynal. – Nie. Wchodzimy w sfere pytan, na ktore nie odpowiem. Nawet jesli sprawdze cie do konca. Mozesz byc przyjacielem, ale nawet przyjaciel moze zdradzic albo wydac informacje na torturach.
– Nie nalegam – powiedzialem z uraza. – Po prostu… zainteresowalo mnie to. A portale? Nie, nie tylko portale, ale funkcje w ogole?
– One rowniez promieniuja – odparl niedbale kardynal. Zbyt niedbale, zeby to mogl byc przypadek.
– To znaczy, ze funkcje zyja?! – wykrzyknalem.
– A co pan myslal, mlodziencze? Jesli w ciagu jednej nocy jakas stara wieza wyhodowala panu meble i pomalowala sciany, to jak to sie stalo? Krasnoludki zakasaly rekawy?
Wzdrygnalem sie, a potem powiedzialem:
– W takim razie smycz funkcyjnego…
– To pepowina. – Rudolf skinal glowa. – Niewidzialna energetyczna pepowina. Jesli odejdzie sie zbyt daleko, ulegnie zerwaniu.
– Ale dla noworodka oznacza to narodziny!
– Dla funkcyjnego rowniez – absolutna wolnosc.
– Ale znikaja umiejetnosci!
– A czy noworodki maja tak wiele umiejetnosci?
– Wiec eksfunkcyjni przeradzaja sie w cos innego…
Rudolf pogrozil mi palcem.
– Niech pan nie idzie zbyt daleko w tych asocjacjach. Do okreslonego momentu sa pomocne, pomagaja