– Kurator w zasadzie nie robi nic – oznajmil Kotia, rozkladajac rece. – Przedstawilem swoj poglad na to, jak moglby sie rozwijac nasz swiat. Nie wiem, czy mnie wysluchali, ale bardzo staralem sie wymyslic dla nas jak najlepsza przyszlosc. Slowo honoru.
– Nawet ladnie ci wyszlo – odparlem kwasno. – Wystarczy obejrzec dziennik, zeby sie o tym przekonac.
Kotia skrzywil sie i mowil dalej:
– Poza tym, akuszerzy informowali mnie, kogo i kiedy chca przemienic w funkcyjnego…
– I w jakiego?
– Nie, tego sami nie wiedzieli. Jak wyjdzie, tak wyjdzie. Procz tego dostawalem raporty: jak, kogo, kiedy. Pieciu, szesciu ludzi dziennie, na calej Ziemi. Choc oczywiscie wiekszosc funkcyjnych pojawia sie w USA, Europie, Chinach, Rosji i Japonii. W Afryce i Ameryce Lacinskiej jest ich dziesiec rasy mniej. Poza tym informowano mnie, gdy ktos ginal albo zrywal wiez z funkcja – mniej wiecej jedna, dwie osoby w tygodniu. Policzylem, ze funkcyjnych na Ziemi jest co najmniej trzysta tysiecy, pod warunkiem ze proces przebiegal w jednakowym tempie, a zaczal sie dwiescie lat temu. Procz tego, raz czy dwa w miesiacu dostawalem listy lub telegramy z Arkanu, zwykle podawali mi imie czlowieka, ktorego trzeba uczynic funkcyjnym, a ja przekazywalem to nazwisko jakiemus akuszerowi.
– Ilu jest wszystkich akuszerow?
– Szesciu. Jesli nie pojawil sie nowy zamiast Natalii, to pieciu. Ale mogli przyslac kogos z Arkanu albo innego swiata, moglo sie tez zdarzyc, ze nowy funkcyjny zostal akuszerem.
Pokiwalem glowa.
– No i to by bylo na tyle – powiedzial Kotia. Zawahal sie i dodal: – Czasem ci z Arkanu prosili, zeby zajac sie jakims funkcyjnym. Przekazywalem te informacje policjantowi kontrolujacemu dany rejon albo akuszerom, oni nie maja smyczy. A raz na kwartal pisalem raporty do Arkanu, to znaczy sumowalem raporty od akuszerow: kto, kiedy i jakim funkcyjnym zostal; jesli byly jakies problemy z adaptacja, skargi, o tym rowniez pisalem. A takze dolaczalem wlasne przemyslenia o dalszym rozwoju ludzkosci.
– I to wszystko?
– Wszystko. – Kotia rozlozyl rece. – Myslisz, ze siedzialem w Moskwie, spotykalem sie z dziewczynami i pisalem rozne opowiadanka po to, zeby wprowadzic cie w blad? Ja naprawde nie mialem nic innego do roboty! Trzy lata wloczylem sie po calej Ziemi, super sprawa! I po innych swiatach Wachlarza. A potem mi to wszystko obrzydlo. Okazalo sie, ze wymyslanie roznych glupot, picie i chodzenie na baby…
Illan wyciagnela reke i leciutko klepnela Kotie po karku.
– Jesli chodzi o baby, to wystarczy. Potraktuj to jako miniony etap twojego zycia.
Kotia zerknal na nia, ale, ku mojemu zdumieniu, pokiwal glowa, i to chyba szczerze.
– Prace kuratora mozna porownac do pracy rzadcy w duzym, sprawnie dzialajacym majatku. Chlopi sami wiedza, kiedy siac, a kiedy mlocic, kowal naprawia rozne sprzety, ba… kobiety ubijaja mleko na twarog i sprzedaja na targu, pop odprawia nabozenstwa. Wszystko dzieje sie samo, a rzadca siedzi na ganku, popija nalewke i… – Kotia steknal i dokonczyl niezgrabnie: – No, pewnie cos tam jeszcze robi. Illan parsknela smiechem.
– Kotia, cofam to, co powiedzialam! Skoro nie mozesz nie wspominac o babach, to mow, jak ci wygodnie. Tylko przy okazji dowiedz sie, jak sie robi twarog, a jak maslo.
– Juz skonczylem – odparl ponuro Kotia. – I na tym wlasnie polega moja praca. Teraz druga sprawa: jakie mam mozliwosci i przywileje jako kurator. Mam to mieszkanie w Tybecie – nie wiem, jakim cudem wyszkolili tych mnichow, co im napletli, ale sluza fanatycznie. Bywam tu rzadko, ale w razie potrzeby to najbezpieczniejsza kryjowka. Moge sie przemieszczac… No… – Kotia zawahal sie, dobierajac slowa. – No, tak jakby przez przestrzen, do dowolnego miejsca, w ktorym juz bylem i ktore zapamietalem. Wymyslam dla niego jakies slowo-haslo, a potem moge otworzyc do niego portal.
– Tylko do miejsca? – zainteresowalem sie.
– Albo do czlowieka – Kotia wygladal na speszonego – takiego, ktorego znam osobiscie. No, na ciebie mialem namiar. Od czasu do czasu podgladalem… po tym, jak sie poklocilismy. Na Illan…
– Jasne. Co jeszcze umiesz?
– A nic – odparl z rozdraznieniem Kotia. – Nie mam zadnych wypasionych umiejetnosci. Ani sily jak policjant, ani wiedzy o wszystkim, jak celnik, ani umiejetnosci leczenia. To znaczy, wszystko to jakby mam, ale slabsze niz u nich.
– Przeciez to bez sensu – nie wytrzymalem. – Jestes najwazniejszy! Nadzorca nad cala Ziemia!
– Ta, jasne! – zachnal sie Kotia. – Myslisz, ze blokowy w obozie koncentracyjnym mial duzo praw? Troche wiecej jedzenia, troche lepsze lozko i jeszcze prawo rozmowy ze straznikami, i tyle! Nie spodziewaj sie Bog wie czego, jestem jedynie posrednikiem! Specjalista o szerokim profilu i, jak kazdy taki specjalista, niezbyt gleboki, niestety.
– Im kaluza wieksza, tym plytsza – powiedziala sentencjonalnie Illan.
Ja i Kotia popatrzylismy na nia zdumieni.
– Aforyzm – wyjasnila niepewnie Illan. – Co?
– Taki sobie – odparlem. – Dobra, niewazne. Powiedz mi, Kotia, a co utraciles w ostatnim czasie?
– Nie moge otworzyc portalu do zamieszkanych swiatow. – Kotia rozlozyl rece – Najpierw zamknal sie Arkan, potem inne cywilizowane swiaty. Miales cholerne szczescie, ze do Janusa jeszcze moglem sie dostac. Probuje skontaktowac sie z listonoszem i nie moge. Albo nie zjawia sie na naszej Ziemi, albo sie przede mna zamknal. Powinien przyjsc list z Arkanu, ale nie przyszedl. Przestaly przychodzic raporty od akuszerow. Zupelnie jakby przestali mi ufac. Usmiechnal sie krzywo. – Albo… jakby czekali, ktory z nas wygra.
– Jak doszlo do tego, ze zostalem funkcyjnym? – spytalem wprost. – Tylko bez gadki w rodzaju: „Dostalem zlecenie, bardzo nie chcialem, ale co moglem zrobic…”.
Kotia westchnal ciezko – chyba nadeszla chwila prawdy.
– Sam podalem twoje nazwisko Iwanowej – powiedzial ponuro. – Ze niby dostalem takie polecenie. Mozna powiedziec: wykorzystalem stanowisko sluzbowe w celach osobistych.
– Po co?
– Bo mi bylo nudno! – zawolal z meka Kotia. – Chcialem, zeby ktorys z moich przyjaciol zostal funkcyjnym. Zeby mozna sie bylo powyglupiac, poudawac przypadkowego uczestnika wydarzen. Przeciez nikt mnie nie znal, nawet ta idiotka Iwanowa. Kurator to najskromniejszy wladca na swiecie.
– A pewnie, skromny jak nie wiem co.
W kominku trzeszczal ogien, zwinieta w fotelu Illan popatrzyla uwaznie na Kotie. Co za sielankowy obrazek.
– I co masz zamiar teraz zrobic, Kotia? – spytalem.
– Ja? Nie mam zamiaru nic robic. Boje sie, Kiryl. To oni dali mi mozliwosci i to oni moga je w kazdej chwili odebrac. To cud, ze zdolalem cie uratowac. Zapewne jakos mnie inwigiluja, przeciez nadal jestem funkcyjnym.
Potrzebowalem kilku sekund, zeby zrozumiec.
– Proponujesz, zebym dzialal sam?
– No tak! – odparl takim tonem, jakby to bylo oczywiste. – Oczywiscie bede ci pomagal w miare mozliwosci. Dopoki bede je mial.
– Dzieki. – Zerknalem na Illan, ale ona milczala. – Dzieki, ale jak na razie wszystkie moje dzialania sprowadzaja sie do ratowaniu wlasnego tylka. Scigaja mnie supermeni z Arkanu, poluje na mnie kazdy policjant, a zdolnosci nie mam zadnych.
– Masz zdolnosci. – Kotia skrzywil sie z irytacja. – Tylko dziwne i przejawiajace sie w niezrozumialy sposob. Kiryl, ty sobie nie mysl, oboje z Illan wczoraj caly wieczor tworzylismy plan.
– Dla ciebie – uscislila Illan.
Rozlozylem rece.
– Naprawde bardzo mi to pochlebia. Jestem wzruszony i wielce zobowiazany.
Ani Kotia, ani Illan nie zareagowali na moj sarkazm.
– W kazdym swiecie predzej czy pozniej pojawia sie opozycja walczaca z funkcyjnymi – oznajmila Illan. – Na waszej Ziemi zapewne tez juz jest, tylko na razie nikogo nie znam. Byla tylko Nastia i po prostu przygladalysmy sie innym ludziom… Ale jest moj swiat, Weroz, jest Antyk… i jest… – chwila wahania – jest Opoka. Swiat, w ktorym ludzie wiedza o istnieniu funkcyjnych.
– To tam, gdzie popi wszystkim zrobili wode z mozgu? – zapytalem z niedbaloscia charakterystyczna dla czlowieka, ktory wierzy w „cos takiego” i wstydzi sie swojej wiary.