adrenalina.
Dokad teraz? Biuro budowlane… i kynolog. Zaczniemy od kynologa.
Wyjalem telefon i odszukalem numer hodowcy, do ktorej nie dzwonilem juz dwa lata. Odebrala po dluzszej chwili, zdaje sie, ze oderwalem ja od zajec, zreszta, do hodowcow rasowych psow ludzie dzwonia bez przerwy.
– Polina Jewgienijewna? – zapytalem sztucznie ozywionym glosem. – Mowi Kiryl Maksimow, pamieta mnie pani? Kupowalem od pani Keszju.
– Keszju… Keszju… – mamrotala Polina Jewgienijewna. Jak wszyscy hodowcy, lepiej pamietala psy niz ich wlascicieli. – Pamietam, wspanialy pies… Chce go pan polaczyc z jakas suka? A moze zachorowal?
– Alez nie, wszystko w porzadku – sklamalem. – Chcialbym sie z pania skonsultowac, jesli mozna. Moj przyjaciel ma problem z psem.
– Tylko krotko – ustawila mnie od razu Polina Jewgienijewna. Rzecz jasna, udzielanie konsultacji przyjaciolom bylych klientow nie nalezalo do jej obowiazkow.
– On tez ma skye teriera, takiego fajnego mlodego psiaka – powiedzialem. – Rzecz w tym, ze pies nagle przestal uznawac swojego pana. Absolutnie przypadkowa dziewczyne traktuje jak swoja pania, a na mojego przyjaciela warczy, szczeka, gotow ugryzc. Jak cos takiego moglo sie stac?
– Zupelnie przestal go uznawac? – zapytala Polina.
– Zupelnie! Patrzy jak na obcego! A dziewczyny slucha jak zloto!
– Nie karal pan psa? – spytala Polina Jewgienijewna, dajac mi do zrozumienia, ze nie kupila mojej zalosnej bajeczki o przyjacielu.
– Alez nie, co tez pani – wymruczalem.
– Nie kastrowal go pan, prawda? Moze dziewczyna ma teraz… no, trudne dni… – Polina Jewgienijewna sie zawahala. – A pies jest mlody, aktywny, to sie do niej lasi. Ale ze przestal uwazac pana za swojego pana…
– Mojego przyjaciela!
– Dobrze, dobrze, panskiego przyjaciela. No wiec prosze przekazac swojemu przyjacielowi, ze skye to bardzo wrazliwa, inteligentna rasa. W odpowiedzi na brutalne traktowanie pies mogl sie obrazic, nawet na swojego pana. Teraz nalezy traktowac go z wieksza serdecznoscia, moze nawet przeprosic. One wszystko rozumieja, zupelnie jak ludzie! Nie uwierzy pan, mialam taki przypadek…
– Czyli cos takiego jest mozliwe? – przerwalem Polinie Jewgienijewnie.
– Osobiscie nigdy sie z tym nie zetknelam – odparla sucho – ale wszystko kiedys zdarza sie po raz pierwszy. Dobroc i troska, niech pan zapamieta! Dobrocia i troska mozna od psa uzyskac wszystko, dobrocia, a nie sila czy wladczym tonem! Psy sa jak ludzie, tylko jeszcze lepsze. W odroznieniu od ludzi one nie zdradzaja!
– Dziekuje bardzo – mruknalem. – Przekaze przyjacielowi.
– No wlasnie. I prosze przekazac zonie serdeczne pozdrowienia. Ma na imie Natasza, prawda?
Zrobilo mi sie zimno. Odnioslem wrazenie, ze slysze w sluchawce szelest papierow.
– Myli sie pani, nie jestem zonaty.
– No jak to nie jest pan zonaty?! Przeciez mam tu wszystko zapisane: Keszju von Archibald, samiec, wlascicielka: Natalia Iwanowa…
– Tak, tak, ma pani racje. Przepraszam, ze pania niepokoilem. Do widzenia.
Nie przegapili niczego. Podmienili dokumenty nawet w mieszkaniu hodowcy!
I po co? Zeby zdobyc kawalerke w domu z wielkiej plyty?
Bzdura, nonsens!
Usiadlem na lawce. Wyjalem jeszcze jednego papierosa. Popatrzylem na trzymany w reku telefon. Cudzy telefon, cudze mieszkanie, cudzy pies. A jesli to wszystko to dopiero poczatek? Czego jeszcze moga mnie pozbawic?
Rodziny. Przyjaciol. Pracy.
Wybralem numer dzialu sprzedazy w swojej firmie. Zajete. Normalka, dzwonia rozne losie, szukaja jak najtanszej debesciarkiej karty graficznej. Dobra, numer szefa.
– Slucham.
– Walentynie Romanowiczu, dzien dobry!
– Dobry.
– Mowi Kiryl Maksimow, menadzer do spraw sprzedazy detalicznej.
– Z jakiej firmy?
Omal nie upuscilem telefonu.
– Z waszej! Z „Bit i bajt”!
Przerwa. Szepty, zaslanianie mikrofonu reka. Szef nie ma pojecia o technice i nigdy nie mogl nauczyc sie korzystac z przycisku wylaczania mikrofonu. Mialem wrazenie, ze slysze: „Pracuje u nas Kiryl Maksimow? W detalicznej?”. A potem szef tym samym uprzejmym tonem zapytal:
– Tak?
– Nie moge przyjsc dzisiaj do pracy, Walentynie Romanowiczu. Zaszly takie okolicznosci…
Znowu przerwa i szept zza dloni.
– Ee… Kiryl Maksimow?
– Tak jest – powiedzialem tonem skazanca.
– Mowi pan, ze gdzie pan pracuje?
– W dziale sprzedazy detalicznej. Menadzer do spraw sprzedazy. Niech pan zapyta Andrieja Isaakowicza!
– Andrieju Isaakowiczu – zapytal szef specjalnie glosno – czy pracuje u nas Kiryl Maksimow?
– Nie – uslyszalem glos starszego menadzera do spraw detalicznych. – Walentynie Romanowiczu, przeciez ciagle panu tlumacze, ze brakuje nam jednego czlowieka! Trzy osoby nie radza sobie przy naszych obrotach, to po prostu niemozliwe!
– Ee… Kiryle Maksimowiczu… – powiedzial szef.
– Maksimow!
– Oczywiscie. Niezupelnie zrozumialem sens panskiego zartu, ale jesli chce pan pracowac w naszej firmie i ma pan doswiadczenie…
– Mam. Trzy lata pracy.
– Gdzie?
– W „Bicie i bajcie”! – krzyknalem i sie rozlaczylem.
Trzaslem sie jak w goraczce. To juz nie „papierki”. To, ze nie poznal mnie Walentyn Romanowicz, to jeszcze nic takiego, w koncu nieczesto sie widzimy. Ale Andriuszka Liwanow, z ktorym wypilismy razem tyle spirytusu i przelalismy tyle potu w czasie pracy…
Skoro juz zdecydowali sie zabrac mi mieszkanie, mogli podmienic papierki.
Mogli przekupic… albo zastraszyc ludzi – jesli chca mnie zaszczuc.
Ale skad u szefa i Andriuszki takie zdolnosci aktorskie? Przeciez Andriej w zaden sposob nie moglby wyglosic tej pelnej goryczy przemowy o braku jeszcze jednego menadzera!
Rece mi sie trzesly, i to wcale nie z powodu wczorajszego pijanstwa. Rozejrzalem sie. Moje podworko. Moje, rozumiecie? Moje! Te lawki i karuzele na placu zabaw, odmalowane na dzien miasta, sa moje! Ten dozorca, grabiacy mokre jesienne liscie jest moj! Ten sklepik na rogu, w ktorym kupuje chleb, kielbase i pielmienie, tez jest moj! Wszystko wokol jest takie znane i moje, nawet kaluza w waskim przejsciu miedzy blokami jest moja, sto razy przemoczylem w niej nogi, raz nawet sie posliznalem i klapnalem w nia – wymachujac rekami jak klaun, probujac utrzymac rownowage i w efekcie ladujac na tylku. Anka smiala sie wtedy jak wariatka, a ja, patrzac na nia, tez zaczalem sie smiac, siedzac w kaluzy. Przechodzaca obok babcia powiedziala wtedy dobitnie, co mysli o dzisiejszej mlodziezy.
Wybralem numer Ani.
– Kiryl, nie dzwon do mnie, dobrze? – uslyszalem w sluchawce. – Nie chce sie z toba kontaktowac. Naprawde nie chce.
I rozlaczyla sie.
To juz chyba faktycznie koniec. Ale wcale sie nie zmartwilem – przeciwnie, ucieszylem! Anka poznala moj numer telefonu, pamietala mnie!
Co sie dzieje?
Usiadlem wygodnie, skinalem glowa dozorcy, ktory mnie nie poznal i nie odpowiedzial na skinienie, i