jakbys cala noc pil. Poniewaz bylem miedzy dwudziestka a trzydziestka, to zdarzalo mi sie raz tak, raz tak.

Tam razem sie udalo.

Kotia jeszcze spal. Wzialem prysznic, wyczyscilem zeby palcem wymazanym pasta, pogrzebalem w lodowce i zrobilem sobie dwie kanapki z kielbasa. Nie mialem zamiaru czekac, az pracownik umyslowy wolnego zawodu sie obudzi; chcialem szukac i znajdywac, walczyc i zdobywac. Zajrzalem do sypialni.

Kotia spal na szerokim lozku przycisniety sieroco do sciany. Potrzasnalem go za ramie.

– Wstawajcie, hrabio!

Kotia zamruczal cos, otworzyl oczy i popatrzyl na mnie zdumiony.

– Ide szukac prawdy. Do administracji, notariuszy i innych adwokatow. Zamknij za mna drzwi.

– A… Kiria… – Kotia potarl nos. – Alesmy wczoraj dali w palnik…

– Jedziesz na Czerkizowski?

– Zeby dame obejrzec? Pamietam, pamietam. – Kotia steknal i usiadl na lozku. – Dobra, jedz… Zaraz wstane…

– Skonczyles opowiadanie?

– A jakze… „Dziewczyna i jej pies”. – Kotia wstal i poszedl za mna do przedpokoju. – Wspaniala historia wyszla, rozdzierajaca… W dziecinstwie dziewczynke uwiodl rodzony wujek, potem zgwalcili wszyscy koledzy z klasy po kolei, potem pracowala w burdelu na Malcie, a potem wrocila do Rosji i zajela sie hodowla maltanskich owczarkow. I wtedy wlasnie znalazla swoja milosc.

– Glupku! – nie wytrzymalem. – Nie ma na swiecie maltanskich owczarkow! Sa maltanskie bolonczyki!

– Ty musisz to wiedziec, bo jestes znawca psow. – Kotia sie wcale nie speszyl. – A przecietnemu czytelnikowi wszystko jedno, czy to maltanski bolonczyk, czy yorkshire terier. Za to jakie wyszlo finalowe zdanie: „Ludzie moga sklamac. Pies nie zdradzi nigdy!”.

– No, no. Bukera masz w kieszeni – powiedzialem, wychodzac. Przypomnialem sobie Keszju i zepsul mi sie humor.

* * *

Nastepne cztery godziny spedzilem „w trasie”. Zlapalem „okazje” z kierowca-Kaukazem, jak to teraz zwykle bywa w Moskwie. Kierowca byl sympatyczny, rydwan mial calkiem niezly i od razu dogadalismy sie co do czasu i ceny, i zaczelismy jezdzic po miescie. Administracja, notariusz… Wszystkie te miejsca, dokad sie czlowiek nie pcha, jesli nie musi. Ale dzis mialem szczescie, niemal wszedzie wchodzilem bez kolejki, niemal wszyscy biurokraci wczuwali sie w moja sytuacje.

Kotia mial racje.

Wszystkie dokumenty na mieszkanie byly wypisane na Natalie Stiepanowna Iwanowa.

Nie urzadzalem skandalow, nie robilem awantur. Na Natalie, to na Natalie. Po co nastawiac przeciwko sobie drobnych urzednikow? Przede wszystkim trzeba uzyskac pelny obraz sytuacji.

Ostatnim punktem byla Ostankinowska telekomunikacja. Telefon rowniez nalezal do obywatelki Iwanowej.

I wtedy przyszla mi do glowy nieprzyjemna mysl. Poprosilem kierowce, zeby zatrzymal sie przy biurze MTS na Prospekcie Mira, podszedlem do okienka kasy i podalem swoj numer telefonu.

– Nazwisko – rzucila dziewczyna.

– Maksimow.

– Nie zgadza sie – odparla chlodno. – Prosze powtorzyc numer.

– Nazwisko: Iwanowa – zasugerowalem. – Na smierc zapomnialem, przeciez umowa jest na zone.

– Ile chce pan wplacic?

– Sto rubli – powiedzialem ponuro.

Wychodzilo na to, ze pozbawili mnie nawet komorki. Mozna by pomyslec: zadna strata, w kazdym kiosku mozna kupic zestaw „Bi+” albo „Jeans”, albo zawrzec nowa umowe. Ile mialem na rachunku? Z piecset rubli, nie wiecej.

Przerazilo mnie cos innego. Przewidzieli wszystko! Nie przegapili nawet takiego drobiazgu jak umowa na telefon komorkowy!

Czy naprawde nie przegapili absolutnie niczego?

– Pojedzmy do przychodni – polecilem kierowcy. – To tuz obok.

To byla zwykla stara przychodnia, wiecznie w remoncie, z wielkimi kolejkami kaszlacej mlodziezy i wzdychajacych staruszek. Mlodziez przychodzila po zwolnienia, staruszki – dla towarzystwa. Zeby sie tutaj leczyc, trzeba bylo miec konskie zdrowie. Ja bylem tu zarejestrowany wylacznie w celu rzadkich zwolnien „z powodu grypy”.

Mojej chudej karty nie bylo. Byla za to karta obywatelki Iwanowej – gruba, podniszczona, widocznie Natalia lubila sie leczyc.

Wyszedlem z przychodni i stanalem, patrzac na czekajacego cierpliwie kierowce. Dokad moze pojsc bezdomny? Zreszta nie bylo az tak zle. Moge pojsc do rodzicow, moge do przyjaciol, moge do pracy.

– Czwarta godzina dobiega konca – uprzedzil mnie kierowca.

– Dalej pojde piechota – powiedzialem. – To niedaleko.

Zaplacilem osiemset rubli – calkiem przyzwoita suma, jak na moskiewskie ceny.

– Ech, podrzuce cie – powiedzial kierowca. – Co tam.

Zapewne gdybym opowiedzial mu swoja historie, on by mnie zrozumial. Kierowca byl Mingrelem, ktory uciekl z Abchazji w czasie wojny. On tez mial gdzies tam dom, ktory teraz do niego nie nalezal. I nawet nie mogl go zobaczyc – „w Abchazji od razu by mnie zabili”.

A ja moglem popatrzec na swoj byly dom.

– Dziekuje – powiedzialem. – Przejde sie. Mieszkam niedaleko stad.

Kierowca pojechal, a ja poszedlem w strone bloku. Po drodze kupilem paczke papierosow – nerwy dawaly o sobie znac. Do licha ze zdrowiem, gdy zycie sie wali!

Przez jakis czas wloczylem sie wokol domu, palilem i ogladalem zaslonki. Obce zaslonki. Ja nie wieszalem zaslon, wolalem zaluzje.

Potem wszedlem do klatki, wjechalem na swoje pietro, postalem przed drzwiami. Cisza. Keszju pewnie wyleguje sie na kanapie…

Wyjalem pek kluczy i otworzylem pierwszy zamek.

Ale drugiego juz nie zdolalem. Przyjrzalem sie i zobaczylem, ze zamek wyglada na nowy.

– Co tu sie dzieje? – uslyszalem za plecami.

Odwrocilem sie – po schodach wchodzil sasiad.

– Piotrze Aleksiejewiczu, to przeciez ja, Kiryl! – zawolalem.

– Aa. – Skinal glowa i zatrzymal sie przed swoimi drzwiami. – Zmienila zamek, rano. Sama zmienila, zreczna dama.

Slowo „dama” od razu przypomnialo mi Kotie.

– Co tu jest grane? – zapytalem. – Zabrali mi mieszkanie. Wyobraza pan sobie, wszystkie dokumenty sa wystawione na nia! Wszedzie!

Piotr pokiwal glowa. Wyjal klucze, zaczal otwierac swoje drzwi i powiedzial:

– Szczerze mowiac, sasiedzie, ja tych twoich dokumentow nigdy nie widzialem.

To bylo jak cios w plecy! Nawet nie wiedzialem co odpowiedziec. A tu szczeknely drugie drzwi i z mieszkania wysunela sie Galina.

– A co to za jeden tu lazi? – zapytala Piotra Aleksiejewicza, kompletnie mnie ignorujac.

– To przeciez Kiryl, sasiad… byly… – burknal Piotr.

– Jaki znowu Kiryl? Jaki sasiad? Tu Natalia Iwanowa mieszka! – powiedziala ze zloscia Galina.

– Ty stara cholero… – nie wytrzymalem. – Sumienia nie masz, o Bogu czesciej mysl, bo wkrotce przed nim staniesz!

– Zaraz po milicje zadzwonie! – zawolala Galina, wskoczyla do swojego mieszkania i teraz juz szalala za drzwiami.

– Milicja to ci teraz niepotrzebna – powiedzial Piotr, wchodzac do swojego mieszkania. – Napijesz sie?

Zaczalem w milczeniu schodzic po schodach. Nie bylem w stanie czekac na winde, we krwi buzowala

Вы читаете Brudnopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату