Ja tez wstalem, zajmujac pozycje miedzy dziewczyna i „nauczycielem”.
– To funkcyjny policjant – oznajmilem. – Nasz, moskiewski.
Policjant skinal glowa.
– Ma pan absolutna racje, Kiryle. Przepraszam, ze tak bez zaproszenia. Taka praca, sam pan rozumie. Nazywam sie Andriej. Bardzo mi milo pana poznac.
– Prosze kiedys zajrzec – powiedzialem. – Mam wieze na Aleksiejewskiej, otwarte cala dobe.
– Niestety, nie dam rady. To za daleko ode mnie, oderwalbym sie od funkcji. W zasadzie dzialam na poludniowym zachodzie, ale poprosili mnie o pomoc. – Andriej usmiechnal sie przepraszajaco. – Szczerze mowiac, ta sytuacja jest dla mnie szalenie nieprzyjemna… nawet wstretna…
Popatrzylem na Nastie. Aha… Juz jej wargi drza. Jednak sie boimy!
– Co chce pan zrobic? – zapytalem.
– Mam rozwiazac sprawe dziewczyny. – Rozlozyl przepraszajaco rece.
– Feliks obiecal, ze ona moze u mnie zostac – powiedzialem szybko. – Zna pan Feliksa?
– Nie, ale to nieistotne. Panski Feliks ma racje, oczywiscie. Prosze zrozumiec, nie mam nic przeciwko temu, zeby taka ladna mloda dziewczyna zyla… z panem. Wyslano mnie, zebym z nia porozmawial, poprosil, zeby byla rozsadniejsza. Niestety, slyszalem juz jej wypowiedz. Bardzo poetycka – o myszy pod miotla i zyciu na kolanach.
– Wie pan co? Moze sprobowalibysmy to naprawic? – Usmiechnalem sie serdecznie. – Wyjdzie pan za drzwi, wejdzie znowu i wtedy ja zadam Nastii to pytanie jeszcze raz.
Mezczyzna zastanowil sie i z entuzjazmem powiedzial:
– Dlaczego nie? Widzi pan, moje zadanie wcale mi sie nie podoba… Przeciez z wyksztalcenia jestem historykiem, mozna powiedziec, szczurem archiwalnym. Siedze w zakurzonym pokoiku, przegladam stare dokumenty… to dla mnie ogromna przyjemnosc. Musi pan wiedziec, ze zrobilem mase ciekawych odkryc! Niestety, nie moge niczego opublikowac – w czasopismach o mnie zapominaja, listy nie dochodza, pliki i mejle znikaja – wie pan, nasze typowe problemy. To nic, dla mnie najwyzsza nagroda jest sam proces poszukiwan naukowych. A praca policjanta jest dla ludzi o zupelnie innym charterze. No dobrze, zaraz wracam!
I wyszedl.
Popatrzylem na Nastie.
– Jakis blazen – szepnela.
– To funkcyjny policjant – odparlem. – Rozmaze nas cienka warstwa po suficie, rozumiesz?
Rozleglo sie pukanie do drzwi. Policjant wszedl jeszcze raz i zaczal przecierac okulary rekawem marynarki.
– Nastiu! – powiedzialem glosno. – Olejmy tych zarozumialych snobow z Ziemi-jeden! Zostaw te dziecieca zabawe w konspiratorow i przenies sie do mnie. Mam morze. I porzadna restauracje w poblizu.
Andriej usmiechnal sie i mruzac oczy, pokiwal glowa. Potem wlozyl okulary i popatrzyl wyczekujaco na Nastie.
– Juz ci odpowiedzialam – powiedziala cicho Nastia. – Nie. Nie zamierzam pogodzic sie z okupacja.
– No prosze – rzekl z gorycza Andriej i wlozyl na glowe mokry kapelusz. – Dlaczego mlodosc jest zawsze taka glupia i nieokielznana? Dlaczego zawsze dostaje mi sie cale to bloto, cala ta ohydna pogoda, ta ohydna robota?
Podszedl do Nastii, niespiesznie, wycierajac rece o poly marynarki, jakby nagle spocily mu sie dlonie. Zreszta caly byl jakis taki mokry, lepki. Moze od deszczu, a moze od potu?
– Niech pan zaczeka! Andriej, niech pan sie zatrzyma! Przeciez jest pan doroslym mezczyzna! Ona mowi glupstwa! Zaraz zabiore ja do siebie. Jak pomieszka u mnie to
– Nie moge – odparl ze smutkiem. – Taka juz moja funkcja. Niech mi pan nie przeszkadza, Kiry…
Kopnalem go w brzuch z wyskoku – ciosem, ktorego uzywaja jedynie bohaterowie wschodnich filmow.
Andriej polecial do tylu, na drzwi. Zachwial sie, ale utrzymal rownowage. A ja juz stalem w pozycji bojowej. Ciekawe, czy ma jakas nazwe? Moze Japonczycy albo Chinczycy jakos ja nazywaja – „pijany zuraw”, „srajacy niedzwiedz” albo „funkcyjny-glupol”.
– Nie masz racji! – powiedzial Andriej z uraza. – Co ty
– Paszol won – odparlem. – Wynocha. Ja jej
Nie dokonczylem. Przez nastepne dziesiec sekund wirowalismy miedzy kolumnami, obsypujac sie ciosami. Oberwalem kilka razy w piers – odnioslem wrazenie, ze policjant probuje mi zlamac zebra nad sercem. Nie pozostalem dluzny – okulary Andrieja przemienily sie w kruszywo sterczacych z jego twarzy szkiel; palce jego prawej reki wyginaly sie pod nienaturalnymi katami.
Zdaje sie, ze obaj nie czulismy bolu.
W pewnej chwili stwierdzilem, ze stoimy naprzeciwko wielkiego francuskiego okna, mocno trzymajac sie za rece i usilujac uderzyc przeciwnikiem o szybe, i nic nam z tego nie wychodzi.
– Idiotyczna sytuacja, kolego! – zawolal Andriej, mrugajac. Z jego prawej powieki sterczal odlamek szkla. Przeszedl mnie dreszcz na mysl, ze przy kazdym ruchu powieki szklo szoruje rogowke. – Jestem zbyt daleko od swojej funkcji i to mnie oslabia… To remis, pat!
– Odejdz! – zaproponowalem. – Odejdz i zostaw nas!
– Nie moge! Musisz mnie zrozumiec!
– Nic nie musze!
– Czyli bedziemy walczyc dopoty, dopoki nie pojawi sie ktos trzeci. Tak?
– Tak – oznajmila stojaca za jego plecami Nastia i z calej sily walnela go w glowe mosieznym kociolkiem.
O, taki kociolek to nie to samo, co teflonowe „byle co” z patentowanym, wielowarstwowym dnem. To tajna bron Azjatow, przyjaciel bojowy Tatarow i Mongolow, wierny towarzysz turysty i miejskiego amatora smacznej wyzerki. Kociolek nie potrzebuje warstw watpliwego pochodzenia, nie zada plynow do mycia, rozpuszczajacych tluszcz nawet w zimnej wodzie, nie wymaga druciakow i szczotek. Kopec bywalego kociolka wypelnia wszystkie jego pory i tworzy lsniaca czarna powierzchnie, zachowujaca aromaty niegdysiejszych pilawow, pieczonego miesa, szurpy i tych wszystkich dan, ktore kociolek widywal. W starym, dobrym kociolku najprostsza potrawa przemienia sie w danie z basni tysiaca i jednej nocy, a sam kociolek staje sie z biegiem czasu coraz ciezszy, noszac na swojej antracytowej powierzchni slady historii.
Ten kociolek mial swoja historie i byl pelen pilawu. I sadzac po tym, jak ladnie sie rozsypal sie w powietrzu ryz, ciemnoczerwony od oleju sezamowego, zlociste kawaleczki marchewki, aromatyczne glowki czosnku i kawaleczki baraniny – ten pilaw byl calkiem niezly. Co tam niezly – byl najprawdziwszy!
Andriej przewrocil oczami, oklapl i siadl nieprzytomny na podlodze.
Ja i Nastia popatrzylismy na siebie.
– Znam pewnego Murzyna – oznajmilem – ktory lubi wymachiwac kuflami z piwem. Powinniscie spotkac sie na ringu.
– Pomoglam?
– Jeszcze jak! – odparlem zgryzliwie. – Poczynajac od chwili, gdy oswiadczylas, ze nie pogodzisz sie z okupacja.
– Nie chce klamac.
Odwrocila sie, postawila kociolek na barze. Leciutko tracilem noga Andrieja. Historyk lezal spokojnie.
Podszedlem do baru i wsadzilem reke do kociolka, przesuwajac na jeden brzeg resztki ryzu i marchewki. Nabralem i parzac palce goracym olejem, wpakowalem garsc pilawu do ust. Zachlystujac sie aromatem i slina wypelniajaca cale usta, wykrztusilem:
– Ale dobre! – Zerkajac z zalem na lezace na podlodze resztki pilawu, zapytalem: – Gdzie sie nauczylas robic taki pilaw?
– Moj tata dorastal w uzbeckim kiszlaku. Nauczyli go staruszkowie z bialymi brodami.
– A walczenia kociolkiem? Czy to uzbecka sztuka walki?
– Kobieca.
Zerknalem na zegarek.