– Zaraz…
Przez jakis czas w sluchawce panowala cisza. Czekalem, ramieniem przyciskajac telefon do ucha, i patrzylem na Nastie. Stala przy oknie wychodzacym na Arkan. Chyba wyczula moje spojrzenie, bo sie odwrocila.
– To wlasnie jest
– Tak.
– Ladnie tu… Widac wieze telewizyjna, tam daleko.
– Ostankino. Dokladnie taka sama jak nasza. Widocznie uznali ja za udana budowle.
– Po co
Jakie z niej jeszcze dziecko.
– Nastiu… Zyc normalnie to wlasnie znaczy eksploatowac, niestety.
– Nie powinno tak byc!
– Ale jest.
– Powinnismy ich pokonac!
Rozesmialem sie.
– Pokonac? To wlasnie oznacza eksploatacje innych ludzi. Posylanie ich na smierc. Zniweczenie planow tych z Ziemi-jeden. Pokonamy ich i zanim sie obejrzymy, zajmiemy ich miejsca i jakas dziewczyna z Ziemi-jeden bedzie mowic: „Czemu nie pozwalaja nam normalnie zyc, przeciez tak byc nie powinno!”.
– Czyli co? – spytala cicho Nastia. – Racje ma zawsze silniejszy?
Na szczescie glos Kotii znowu pojawil sie w telefonie, uwalniajac mnie od odpowiedzi.
– Kiryl? Illan mowi, ze nie powinnismy sie do ciebie pchac. Juz lepiej wyjedziemy z Moskwy. Zna takie rejony, gdzie nie ma funkcyjnych, gdzie nie siegna policjanci. Moze pojedziecie z nami?
– Jak? – spytalem z rozdraznieniem. – Zapomniales, ze jestem przykuty do wiezy?
– Wybacz – stropil sie Kotia. – W takim razie my sie zbieramy. Sprobuje potem do ciebie zadzwonic!
– Dobra.
No prosze. I juz. Nie, ja wiem, oczywiscie maja racje, lepiej, zeby sie na razie ukryli… A ja? Nie, walczyl nie bede na pewno. Sprobuje jakos zalagodzic cala sprawe, w koncu nikogo nie zabilismy.
– Nie przyjada? – spytala Nastia.
– Nie – westchnalem. – Illan uwaza, ze powinni sie ukryc w regionie, w ktorym nie ma funkcyjnych. Ona zna takie miejsca. Moglabys z nimi pojechac.
– Kuszaca propozycja – powiedziala ironicznie i zamilkla. – Wprawdzie twoj przyjaciel to nie moj ideal mezczyzny, ale cos w nim jest… A co ty zrobisz?
– Sprobuje sie dogadac. Pojsc na uklad. Jestem pozyteczny dla funkcyjnych, i mam niezle miejsce.
– W takim razie zostane z toba – oznajmila twardo Nastia.
– I znow oswiadczysz, ze chcesz z nimi walczyc? Moze zauwazylas, ze oni tego nie lubia?
– Obiecam, ze juz nie bede. Ale nie mysl sobie, to bedzie klamstwo!
Rece mi opadly. Klamstwo! Ha! Niech sprobuje sklamac policjantowi funkcyjnemu.
Nastia tymczasem podeszla do nastepnego okna i niespodziewanie zawolala:
– Kiryl! Zobacz, jak pieknie!
Rzeczywiscie bylo pieknie. Ksiezyc w pelni, podobny do tego widzianego z naszej Ziemi, tu wydawal sie znacznie wiekszy. Lsniaca milionami ognikow gladz morza. Wiatru prawie nie bylo. Morze oddychalo spokojnie, kolyszac na falach migotliwe ognie.
– Plankton sie swieci – palnalem. Wyrwalo mi sie niespodziewanie i zupelnie nie na miejscu.
– Plankton? Jakie to ciekawe! – Nastia nadal patrzyla w okno. – Dziewczyna mowi: „Jaki piekny ksiezyc!”, a ty zaczynasz z nia rozmawiac o skladzie chemicznym regolitu i albedo powierzchni ksiezyca?
– Pierwszy raz widze dziewczyne, ktora zna slowo regolit – odparlem uczciwe. – Nie, nigdy wczesniej nie prowadzilem takiej rozmowy.
– Znalam jednego chlopaka, matematyka. – Nastia skinela glowa. – Jechal pociagiem i zakochal sie w konduktorce, ktora dyskutowala z nim o funkcjach. Matematycznych oczywiscie. Omal nie wysiedli razem z pociagu i nie wzieli slubu.
– A co im stanelo na przeszkodzie?
– Nie pamietam. Chyba nie za bardzo orientowala sie w rachunku tensorowym…
Ostroznie objalem Nastie… pochylilem sie, wtulilem twarz w jej wlosy. Powoli odwrocila glowe i pocalowalismy sie. Przytulila sie do mnie, popatrzyla mi w oczy. Bylismy jednego wzrostu. Pomyslalem, ze wszystkie moje poprzednie dziewczyny byly pol glowy nizsze.
– Jesli teraz wyjdziemy… tam… – skinela glowa w okno – to wszystko bedzie tak, jak w amerykanskim filmie.
– Uwielbiam amerykanskie filmy – odparlem. I niemal w to uwierzylem.
Ale na plaze poszlismy nie od razu. Do lozka bylo znacznie blizej.
– Kiryl, gniewasz sie na mnie?
– Nie…
Lezalem na koldrze rzuconej na piasek i patrzylem w przejrzyste nocne niebo. Powietrze bylo czyste, jakby cala atmosfere ze Skansenu wywialo w kosmos. Pogladzilem Nastie po policzku, odnalazlem palcami wargi, jakbym zapamietywal rysy jej twarzy jak niewidomy.
– Za co mialbym sie na ciebie gniewac, gluptasie?
– Sklocilam cie… z twoimi. Przepraszam. Nakrecilam sie. Misza zachowal sie jak ostatni tchorz, a ty tez zaczales byc ostrozny.
Uniosla sie na lokciu, popatrzyla na mnie – w swietle ksiezyca jej skora stala sie srebrzyscie matowa – i nagle klepnela sie w wargi.
– Cos ty?
– Glupia jestem! Po co o nim mowie? Wiem, ze mezczyzni tego nie lubia.
– Ho, ho, co za uswiadomienie! Mow, wszystko mi jedno.
– Nie, nie, wiecej nie bede. Nawet nie chce o nim slyszec, a co dopiero mowic. Naprawde ci sie podobam?
– Tak.
– Illan mowila, ze funkcyjni rzadko utrzymuja stosunki z ludzmi. Dluzsze stosunki… Pamietasz, jak w
– Skad ty jestes taka madra? Moze tez jestes funkcyjna? Funkcyjna bibliotekarz?
– Nie odmowilabym. – Nastia przesunela dlonia po moim brzuchu. – To pewnie ciekawe.
– Bede mial na gorze biblioteke – powiedzialem. – To znaczy juz mam, tylko pusta. Jesli teraz dogadamy sie z funkcyjnymi… Zreszta, co ja mowie! Na pewno sie dogadamy. Mozna bedzie zrobic taka biblioteke, ze ho, ho! I poprosimy, zeby zrobili cie funkcyjnym.
– A to mozliwe?
– No przeciez jakos to robia. – Wyciagnalem reke, dotknalem jej piersi. – Nie, nie chce, zebys byla bibliotekarka. Zepsujesz sobie wzrok i bedziesz nosic okulary z grubymi szklami. I bedziesz caly czas chodzic z nosem w ksiazce.
– Bede zdejmowac okulary i chodzic z nosem w tobie. O, tak…
Opadla na mnie miekko, pocalowala mnie w szyje, w brzuch, zaczela zsuwac sie coraz nizej…
– Nastiu, nawet funkcyjni czasem sie mecza – powiedzialem tragicznym szeptem.
– Zaraz zobaczymy…
– To nieuczciwe. – Chwile pozniej dodalem: – Nie, to jeszcze bardziej nieuczciwe!
Nastia zasmiala sie cicho. Przez minute patrzylem na jej sylwetke na tle nieba, otulona swiatlem ksiezyca i morskim wiatrem, to wznoszaca sie, to opuszczajaca nade mna. Gdy uslyszalem, jak przyspieszyl jej oddech,