pochwycilem jej dlonie, scisnalem… Nastia jeknela cicho, przytulila sie do mnie, jej cialem wstrzasaly lagodne fale, ale nie zatrzymala sie, i chwile pozniej to ja jeknalem, czujac pradawna, najsilniejsza z rozkoszy.
– Podrywasz mojego ducha bojowego – powiedzialem pozniej. – Czekaja mnie trudne rozmowy, a ja bede sie blogo usmiechac i odpowiadac bez ladu i skladu…
– Jakos sie skupisz.
– Aha.
Usiadlem, czujac nagly niepokoj. Pusta plaza, ksiezyc na czystym niebie, zamierajace odblaski na falach, ladna dziewczyna obok – czego mozna chciec wiecej? Chyba tylko pewnosci jutra.
– Wykapiemy sie?
– Chodzmy.
Wstala i pobieglismy razem w strone fal – dokladnie tak samo jak w tanich filmach.
– Bierz pod uwage, ze jeszcze nie wiem, czy cie kocham! – zawolala Nastia, wskakujac do wody. – Nie wiem!
– Ja tez nie wiem! – odkrzyknalem.
To byla prawda. I wlasnie dlatego, ze nie balismy sie o tym mowic, to byly ostatnie chwile tej prawdy.
Przyszli do nas rano.
Obudzilo mnie dobiegajace z dolu pukanie do drzwi. Pukanie niezbyt glosne, niegrozne i nienatretne, za to uporczywe. Puk, puk. Przerwa. Puk. Znow przerwa. Puk, puk.
We wszystkie okna swiecilo slonce.
Puk, puk.
Bez wzgledu na to, kim byl ow czlowiek za drzwiami, wygladalo na to, ze sie nie spieszyl. Ze mial duzo, bardzo duzo czasu, caly czas swiata i bardzo duzo cierpliwosci – wiecej niz zwykly czlowiek.
Nastia rowniez sie obudzila i usiadla na lozku. Popatrzyla na mnie strwozona.
– Ubierz sie – polecilem. – Kotia mial racje, nasz time out dobiegl konca.
– Zaatakuja?
– Nie, cos ty. Na pewno wymyslili jakas propozycje. – Pogladzilem ja po ramieniu. – Moze jakies warunki, jakies zadania dla mnie i dla ciebie. Oczywiscie bedziemy sie targowac. Obiecamy nie przeszkadzac i nie robic wstretow. Tylko prosze cie, badz szczera! Oni wyczuja klamstwo!
Puk. Puk, puk.
Stukano do moskiewskich drzwi – tylko one dawaly ten zelazny poglos. Szkoda. Wolalbym stukanie z Kimgimu i wizyte Chaja.
– Bede bardzo przekonujaca. – Nastia wstala i zaczela sie ubierac. Biale spodnie. Biala bluzka z krotkimi rekawami. Letnie ubranie, dziwnie wygladajace w jesiennej Moskwie. – Wiesz, troche sie boje.
– To nic. – Mrugnalem do niej. – W kiepskich amerykanskich filmach ci dobrzy zawsze wygrywaja.
– To my jestesmy ci dobrzy?
– Trudno o lepszych – odparlem, wkladajac dzinsy.
– Kiryl…
– Tak?
Nastia pokrecila glowa.
– Nie, nic. Potem ci powiem.
Ulica byla jeszcze pusta, tak jak moga byc puste moskiewskie ulice o szostej rano, gdy spadnie pierwszy snieg. W malych miastach ludzie wstaja i klada sie wczesnie. Tylko w Moskwie, zasypiajacej grubo po polnocy, mozliwa jest taka pustka porannych zimowych ulic.
Natalia Iwanowa stala przed drzwiami. Wytarte dzinsy, bluzka w wielkie czerwone kwiaty na czarnym tle, stare adidasy. Co jest, czyzby naprawde pracowala na bazarku Czerkizowskim? Proszyl snieg, wlosy Natalii przykryla przelotna zimowa siwizna.
– Moge wejsc?
– A jesli odmowie?
– To tylko wszystko jeszcze bardziej skomplikujesz – odparla powaznie Natalia.
– No to wejdz.
Natalia szla za mna – nie chcialem odwracac sie do niej plecami, ale jeszcze bardziej nie chcialem okazywac strachu. Weszlismy na pierwsze pietro; Natalia rozejrzala sie i spytala:
– A gdzie twoja przyjaciolka?
– Robi sniadanie. – Podsunalem jej krzeslo. – Siadaj, nie przyszlas prosic na wesele.
– Dziekuje. – Usiadla, pochylila sie nad stolem, oparla podbrodek na dloniach. Przez jakis czas przygladala mi sie, potem usmiechnela sie i mrugnela. – No i co, podopieczny? Nawywijales?
– Nawywijalem – odparlem pokornie.
– To nic. Cos wymyslimy. – Spowazniala. I od razu z wyrzutem powiedziala: – Co za diabel w ciebie wstapil? Skad ta pycha? Otworzyles drzwi do Arkanu po raz drugi w calej historii naszego swiata. Brawo! Powiedzmy sobie szczerze – pod wzgledem energetycznym to bardzo skomplikowany proces. To tak, jakby plynac pod prad. Ale poradziles sobie. Powitali cie? Powitali. Zrobili ci wspaniala, wielkoduszna propozycje: zostac rownym. Stac sie jednym z nas.
– Z was?
– Nie ma sensu teraz klamac, skoro juz sam wszystko zrozumiales. Tak, jestem z Arkanu. Moja praca to wdrazanie funkcyjnych.
– Po co to robicie? Rozumiem, ze eksperymentujecie, ale po co my jestesmy wam potrzebni? Do towarzystwa? Sluzba zlozona z aborygenow? Dlaczego wlasnie ja? Czemu nie ambitny polityk Dima albo biznesmen Misza?
– Nie zrozumiales? – zapytala Natalia ze szczerym zdumieniem. – No wiesz, Kiryl… Nie, nie bede teraz nic wyjasniac. Najpierw musimy zakonczyc sprawe z toba.
– No to juz – mruknalem. – Co, znowu walniecie bomba?
– Mamy rowniez inne metody – odparla Natalia. Nie grozila, jedynie informowala. – A tamta bomba… Musielismy sprawdzic, czy wasza technologia moze wyrzadzic krzywde naszej. Kiryl, i co ja mam z toba zrobic?
– Rozumiem, ze mozesz ze mna zrobic, co zechcesz?
– Tak. Porzuc swoje plany targowania sie. Jak postanowie, tak bedzie. Podziekuj, ze cie lubie.
– Dziekuje – powiedzialem ponuro.
– Nie bedziesz wchodzil do Arkanu. W kazdym razie przez najblizsze dziesiec lat. – Natalia sie usmiechnela. – Zeby cie nie kusilo, zabetonujemy okno i drzwi.
Na twarzy mialem smutek, ale w mojej piersiach powoli topnial lodowaty klab strachu. Wiec jednak mialem racje. Funkcyjni nie maja zamiaru mnie niszczyc! Jestem im potrzebny! Albo po prostu mnie lubia.
– W charakterze nagany pozostaniesz w areszcie domowym przez… no, powiedzmy przez rok. Taak… Jedzenie beda ci dostarczac, ale wychodzic z wiezy… – Natalia usmiechnela sie samymi kacikami ust, niby falszywie, ale jednak sympatycznie. – Ech! Co tam! Zostawie ci wyjscie do Skansenu, bo inaczej zupelnie tu zbutwiejesz. Zgadzasz sie?
– Tak.
– I przeprosisz Andrieja Piotrowicza. – Natalia pogrozila mi palcem. – No jak tak mozna? Wykorzystac to, ze oddalil sie od swojej funkcji, walczyc z nim, zranic! Bardzo nieladnie! Poza tym, to podrywa autorytet wszystkich policjantow!
– Przeprosze – powiedzialem. – Naprawde jest mi glupio. To taki… inteligentny czlowiek. Z przyjemnoscia go przeprosze.
Na gorze huknely naczynia. Popatrzylem na schody? Natalia zrobila to samo i westchnela.
– A teraz najtrudniejsze…