nawet o tym, ze byla w ciazy? A moze mysli, ze dziecko umarlo przy porodzie? Co zastapilo w ich pamieci lata spedzone ze mna? Ekscytujace podroze i spotkania z przyjaciolmi? A moze puste, zimne wieczory? We dwoje, zawsze tylko we dwoje.

Oparlem sie czolem o brudne lustro wiszace w windzie.

Nie tylko mnie okradli. Moim rodzicom odebrali mnie, dajac w zamian niepotrzebny czas wolny i pustke w duszy.

Tak sie pewnie dzieje, gdy funkcyjni kradna cale kraje i swiaty. Oto byl sobie kraj. Jakis taki nieporadny, klopotliwy, sprawiajacy problemy, zaslugujacy na nieustanna nagane. A potem trach! – i kraju nie ma. I jeszcze ci tlumacza, ze nigdy nie bylo takiego kraju, ze to tylko zludzenie, miraz. Ze wlasciwie powinienes byc wdzieczny za uwolnienie od problemow, za to, ze mozesz nic nie robic i za nic nie odpowiadac. A pustka w duszy – to calkiem naturalne, to przeciez lekkosc.

– Jak ja was wszystkich nienawidze – wyszeptalem. I nie od razu zrozumialem, ze powtarzam slowa Illan.

Moze by do nich pojsc? Sa u Kotii. Razem bedzie nam lzej. Nie, nie przypuszczam, zeby ucieszyli sie na moj widok. Trzeci jest pozadany tylko w pieprznych opowiadaniach, ktorymi Kotia zarabia na zycie.

A zreszta, mam do kogo pojsc.

22.

Jesli jest mezczyzna i kobieta, jesli slabo sie znaja, ale cos miedzy nimi iskrzy, to predzej czy pozniej nastaje chwila, w ktorej pada kwestia: „Tak sobie pomyslalem, ze zajrze…”. Albo nie nastaje, ale wtedy stosunki sie koncza, nim zdazyly sie zaczac.

Zwykle dzieje sie tak, ze w mieszkaniu dziewczyny (czesciej), albo mezczyzny (rzadziej) rozlega sie dzwonek do drzwi. Albo dzwoni telefon. Ten, kto przyszedl, mowi: „Tak sobie pomyslalem, ze zajrze…”. Czasem dodaje: „Wydawalo mi sie, ze na mnie czekasz…”. Ale to juz zalezy od zylki romantyzmu. Najwazniejsze jest owo: „Tak sobie nagle pomyslalem…”.

Pomyslalem, ze przyjde. Pomyslalam, ze do ciebie zadzwonie. Przepraszam, ze tak nie w pore, sam nie wiem, co bedziemy robic. Wybacz, ze tak nagle, ale przechodzilam i nagle pomyslalam…

Przypadkowosc, a nawet absurdalnosc, jest w tych sprawach szalenie wazna. Milosc jest z zasady nielogiczna i wlasnie za to tak nie lubia jej ludzie, ktorzy z woli przypadku urodzili sie ludzmi zamiast komputerami.

Zwrot „ja nagle…” niczego nie gwarantuje. Moze napija sie herbaty i rozejda? A moze pojda do lozka i mimo wszystko sie rozstana? Ale jesli nie doszlo do tego „nagle…”, to milosci jeszcze nie ma. Jest przyjazn, namietnosc, przywiazanie – mnostwo dobrych rzeczy i uczuc. Ale nie milosc.

* * *

Heroiczna mloda konspiratorka Nastia Tarasowa mieszkala na Prieobriazence. Dzielnica nie nalezala do prestizowych, ale Nastia mieszkala w ladnym nowym apartamentowcu z ochrona, w studiu na ostatnim pietrze, zapewne kupionym przez porzadnego biznesmena Misze. Znalem jej adres, przeciez przechodzila przez moje clo. To byla kolejna zdolnosc celnika.

Gdzie mieszka Misza, wiedzialem rowniez. Na Rublowce, tak jak przystalo na powaznego czlowieka.

Ochrone przed wejsciem minalem bez problemu. Uprzejmie podalem adres i nazwisko, a gdy ochroniarz poprosil mnie o dokumenty, po prostu pokrecilem glowa i powiedzialem, niczym Wolf Messing opuszczajacy Lubianke albo Obi-Wan Kenobi macacy w glowie imperatorskim zoldakom:

– Nie potrzebujesz moich dokumentow.

– Nie potrzebuje – zgodzil sie ochroniarz i otworzyl wewnetrzne drzwi. – Wszystkiego dobrego.

Nieco rozczarowany brakiem widowiskowych efektow, wszedlem na zadbany teren, gdzie wzdluz wylozonych kamieniami sciezek palily sie latarnie, a na placyku dla psow smetni mieszkancy wyprowadzili swoich superrasowych pupili i razem z nimi mokli na deszczu.

Wideodomofon przy klatce rowniez nie stanowil problemu. Nie patrzac, wystukalem kod i drzwi stanely otworem. Wewnatrz byla surowa konsjerzka w szklanej budce-akwarium, ale ona mnie nie przesluchiwala.

Porzadny dom. Czysta klatka schodowa, kwiaty w doniczkach i donicach, w powietrzu kompilacja roznych perfum – widocznie zapachy wszystkich mieszkancow, wchodzacych i wychodzacych. Windy niemalze wylozone marmurem, lustra lsnia czystoscia, gra cicha muzyka.

Ale na podescie ostatniego pietra czekala mnie niespodzianka. Niespodzianka miala na imie Witia, metr dziewiecdziesiat wzrostu oraz szerokie bary. Widzialem go juz, gdy Michail i Nastia szli do Antyku na koncert.

Ochroniarz rowniez mnie poznal. Odkleil sie od sciany i stropiony popatrzyl najpierw na mnie, a potem na drzwi mieszkania, ktore kazano mu ochraniac.

– Dobry wieczor, Witia – powiedzialem.

– Tam nie wolno – oznajmil Witia martwym glosem.

– Mnie wolno.

Witia pokrecil glowa.

Moze niewystarczajaco sie skoncentrowalem, a moze w prostej duszy ochroniarza nie bylo miejsca dla wiecej niz jednego pana?

– Nie wolno – powtorzyl z bolem w glosie. – No, naprawde panu mowie, nie wolno.

– No to co zrobisz?

Witia sposepnial. Najwidoczniej wiedzial, ze wszystkie jego miesnie i cale przygotowanie spasuja wobec niepozornego funkcyjnego.

– Niech mi pan chociaz da w twarz! – poprosil. – Zeby byl siniak…

– Sam sobie poradzisz – powiedzialem z wyrzutem. – Przeciez jestes mezczyzna.

Zostawilem Witie, spogladajacego ze smutkiem na swoja potezna piesc, i podszedlem do drzwi. Juz mialem zadzwonic, gdy odkrylem, ze drzwi nie sa zamkniete.

– Puk, puk – powiedzialem, wchodzac.

Nie uslyszeli mnie, klocili sie.

Mieszkanie bylo nieduze, jak na standardy tego domu – piecdziesiat metrow. Wolna przestrzen z dwiema kolumnami, zdobionymi polkami i jakims malarstwem w rodzaju sprzedawanego na izmajlowskim wernisazu. Pod jedna sciana duze okragle lozko, naprzeciwko plazmowy telewizor na scianie, stolik i fotele. W jednym kacie kuchnia odgrodzona barem, lazienka oddzielona polprzezroczysta scianka z kolorowych szklanych blokow. Kiedy sie ma dziewietnascie lat, takie mieszkanie wydaje sie bardzo fajne, a jak sie ma dwadziescia piec, powoduje rozczulenie i niejasne podejrzenie, ze szczenieca mlodosc ma sie juz za soba.

Nastia i Michail stali przy barze. Trzymali wysokie szklanki z jakims drinkiem, ale nie mieli glowy do alkoholu. Zdaje sie, ze wystarczylo im opanowania tylko na to, zeby napelnic szklanki, i zaraz potem zaczeli sie klocic. Michail byl w rozpietym plaszczu, Nastia w krotkim szlafroczku.

– Nawet palcem nie kiwnales! – wolala Nastia. – Zostawiles mnie tam, zebym umarla!

– I po co sie z nimi zwiazalas?! Wszystko mi opowiedzieli! – zawolal tym samym tonem Michail. – Idiotka!

– Zostawiles mnie!

– Pozniej pogadalbym z nimi i cie wyciagnal! – odpowiedzial ostro Michail. Chyba nie klamal. – Wtedy nic nie mozna bylo zrobic! Z czasem bym cie wyciagnal!

– Po tym, jak by mnie przerznelo pol wsi? – Jego obietnica wcale nie uspokoila Nastii.

I wtedy Michail palnal glupote:

– Dla ciebie to chyba nic nowego? Przespalas sie z tym celnikiem?

Zdaje sie, ze Nastie obrazilo to pytanie.

– Nie – powiedzialem i w tej samej chwili Nastia uderzyla Misze w twarz. – Nie spala ze mna.

Вы читаете Brudnopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату