Michail odwrocil sie do mnie, pocierajac policzek. Pochwycilem jego spojrzenie i zrozumialem, ze gdybym nie wszedl, on uderzylby Nastie.
– Co pan tu robi? – zapytal zimno Michal.
– Czyzbym musial sie panu tlumaczyc?
Nie zdejmujac butow, przeszedlem po mekkiej wykladzinie i usiadlem w fotelu. Wciagnalem nosem powietrze – pachnialo jakims jedzeniem, i to bardzo smacznym. No i skad mi sie wziela taka zarlocznosc? Czyzby skutki zranienia?
– Nastiu, tak sobie nagle pomyslalem, ze wstapie. Nie masz nic przeciwko?
– Oczywiscie, ze nie – odparla. – Zrobic ci drinka?
– Gin z tonikiem.
– Saphir, Beefeater, Gordon? – zapytala Nastia tonem doswiadczonego barmana.
– Nie wiem… – Zawahalem sie. – Wszystko brzmi tak kuszaco… Michail, co pan proponuje?
Na twarzy biznesmena zagraly miesnie. Pomyslalem, ze przypomina teraz Hipolita z
– Saphir oczywiscie – powiedzial Michail. – Wszystkiego dobrego, celniku. Wszystkiego dobrego, Nastiu.
– Na razie – rzucila Nastia lodowatym tonem. Otworzyla drzwi lodowki i zagrzechotala butelkami.
Michail odstawil szklanke, odwrocil sie i poszedl do wyjscia. Juz przy drzwiach stanal i powiedzial sucho:
– Prosilbym cie, zebys wiecej do mnie nie dzwonila. Nie chce miec nic wspolnego… z terrorystami. Teraz rozumiem, ze zostalem wykorzystany.
Trzasnely drzwi. Wzruszylem ramionami. Calkiem niezle wyszedl. W miare godnie. Gdyby zawolal „dziwka” czy „histeryczka”, zabrzmialoby to glupio i nie na miejscu. A tak… w jego slowach byla czysta prawda.
– Mieszkanie trzeba bedzie zostawic – powiedziala w zadumie Nastia. – Jest na Michaila… Zreszta, tu jest taki czynsz, ze i tak nie dalabym rady. Wykorzystala, tez cos!
– Co sie obrazasz, przeciez on ma racje – powiedzialem. – Wykorzystalas?
Nastia zerknela na mnie spode lba. Wrzucila do szklanki lod i zapytala:
– A czemu cie to interesuje?
– Moze chce sie dowiedziec, czy go kochalas, czy nie?
– A czy on mnie nie wykorzystal? – Nastia podala mi szklanke i usiadla na wysokim stolku przy barze. – Po co przyszedles?
– Przeciez mowie, przechodzilem i pomyslalem, ze wstapie.
– No, no…
– Bylem u rodzicow – wyznalem niespodziewanie. – Nie poznali mnie. Sa teraz sami. Bylem jedynakiem. Ojciec sie postarzal…
Nastia odstawila szklanke i popatrzyla na mnie.
– Nie martw sie, Kiryl.
– Probuje.
– Pomysl: jednak zyja. A moja mama umarla dwa lata temu. Ojciec pije. Nic nie moge zrobic, nie chce mnie sluchac. Misza ciagle obiecywal, ze umowi sie z lekarzem funkcyjnym, ale cos nie wychodzilo. I teraz juz nie wyjdzie na pewno.
– On wroci – powiedzialem z udawanym przekonaniem w glosie. – Na pewno.
– Nie, Kiryl. On sie przestraszyl. Wyjasnili mu, ze jestem zwiazana z podziemiem, dzialajacym przeciwko funkcyjnym w roznych swiatach. Milo, ze nas tak powaznie oceniaja.
– Illan jest w Moskwie – oznajmilem. – U mojego przyjaciela.
– Wiem, dzwonila. Kiryl, co z nami bedzie?
– W sensie?
– Przeciez funkcyjni nas wysledza?
– Wysledza. Nastiu, mysle, ze jesli ty i Illan zrezygnujecie ze swoich idei…
– No?
– To zostawia was w spokoju. Rozmawialem… w zasadzie tylko o tobie. Ale sadze, ze Illan tez by nie ruszyli.
Nastia skinela glowa, ale nic nie powiedziala.
– Ty i Illan mialyscie racje co do Ziemi-jeden – mowilem dalej. – Bylem tam.
– Piate drzwi? – ozywila sie.
– Tak. To swiat, z ktorego przyszli funkcyjni. Cala reszta to ich poligony doswiadczalne. Badaja, co sie stanie, jesli stworzy sie swiat teokracji, swiat z niewolnictwem, swiat rozwiniety technologicznie, swiat bez panstw. Tylko to ich interesuje, nic wiecej od nas nie chca. Mozemy zyc spokojnie. Mozemy wybrac sobie te Ziemie, ktora podoba nam sie najbardziej, i zamieszkac tam.
– Jakos tak wstyd. – Nastia usmiechnela sie niewyraznie.
– Cierpisz na nastoletni maksymalizm – zawyrokowalem. – Myslalby kto, kroliki doswiadczalne. Prawdziwa wolnosc i tak jest
– Lenin to
– I mial racje. Nawet Robinson byl wolny tylko do czasu pojawienia sie Pietaszka. – Upilem lyk drinka. – Ale masz racje, mnie tez jest strasznie nieprzyjemnie. I przy okazji, na Ziemi-jeden do mnie strzelali. Bylem ranny i omal nie wykorkowalem.
– Tak? – Nastia popatrzyla na mnie podejrzliwie.
– Nasze rany szybko sie goja. Innymi slowy, mam z tymi bydlakami na pienku… i nie zamierzam z nimi wspolpracowac. Ale walczyc z nimi nie mozemy. Te wasze glupie, szczeniackie ataki. I czym sie one konczyly? Tym, ze zabilem tamtych chlopcow! A nawet gdybyscie porwali mnie, Feliksa albo Chaja, czy kogo tam jeszcze… Co by to dalo? Przyszliby funkcyjni z Ziemi-jeden i zrobiliby nowych policjantow. Natarliby wam uszu – jednych do Nirwany, a innych na przemial.
Nastia potarla dzieciecym gestem kolano i zapytala:
– Czyli ty z nimi nie walczysz?
– Nie. – Pokrecilem glowa. – Wiesz, jak to jest, rzemieniem obucha nie przebijesz. Ja pasuje. Mam zamiar pracowac w swoim punkcie celnym. Przez okno Ziemi-jeden bede wylewal pomyje i pokazywal obrazliwe gesty, dopoki im sie nie znudzi i nie zaleja wiezy betonem od gory do dolu. I… jesli chcesz… mozesz u mnie zamieszkac.
– Co to ma byc, delikatna sugestia, zebym zostala twoja utrzymanka? – prychnela Nastia. – Wygladam na dziwke, tak?
– Nie. Podobasz mi sie.
– Dzieki za dobre slowo. Nie!
– Co: nie?
– Moja odpowiedz brzmi: nie! Nie mam zamiaru siedziec jak mysz pod miotla! Ja i Illan bedziemy walczyc. Niewazne, czy nam sie uda, czy nie! Lepiej umrzec, stojac, niz zyc na kolanach!
Zabrzmialo to smiesznie i naiwnie, ale szczerze. Westchnalem. Wygladalo na to, ze jej nie przekonam. I w tym momencie uslyszalem:
– I po co tak, dziewczyno…?
Powtorzylem blad Nastii i Michaila – drzwi wejsciowe pozostaly otwarte, z czego skwapliwie skorzystal nieproszony gosc.
Mezczyzna mogl miec czterdziesci lat. Wygladal niepozornie – ciezki, w okularach o grubych szklach, z wyrazna lysina. W rekach sciskal mokry kapelusz. Jak czesto widuje sie na ulicach mezczyzn w kapeluszu? Zwykly szary garnitur byl mokry od deszczu, ublocone buty i zle zawiazany krawat dopelnialy obrazu. Tak wygladaja nauczyciele z gatunku starych kawalerow, mieszkajacy z mama i monotonnie gledzacy uczniom o znaczeniu postaci Bazarowa * i Oblomowa **.
Ale ten mezczyzna nie byl nauczycielem. Byl funkcyjnym.
– Kim pan jest? – Nastia zerwala sie z taboretu. – Co to ma byc, dzien otwartych drzwi?