Znacznie przyjemniej jest bawic sie w szpiegow niz w konspiratorow. Szpieg dziala w obcym kraju, a konspirator we wlasnym – okupowanym.
Ale nie mialem wyboru.
Polityk wybral restauracje z kuchnia nieistniejacego kraju – Tybetu. Zreszta, wlasciciele restauracji nie zgadzali sie ze zdaniem chinskiego rzadu – wewnatrz umieszczono tybetanskie flagi i inne atrybuty panstwowosci. Pomyslalem, ze to ma symboliczne znaczenie.
Ochroniarz zaprowadzil mnie do niewielkiego gabinetu i wyszedl, zamykajac drzwi. Dima juz siedzial przy stoliku.
– Niech pan siada. – Jego usmiech byl napiety, ale serdeczny. – Prosze sie czestowac. To wspaniala kuchnia tybetanska. Polecam krewetki tygrysie w sosie i bardzo specyficzne wino.
– Krewetki tygrysie? Oryginalne… I wino? – Przez kilka sekund usilowalem sobie przypomniec podrecznik geografii. – To w Tybecie rosnie winorosl?
Dima wzruszyl ramionami.
– Nigdy tam nie bylem. To mieszanka wina z winogron i sake. Wiec jesli nawet rosnie, to niewiele. Niech pan je, Kiryle.
Nie spieralem sie. Chcialem nie tyle jesc, ile pogadac, ale krewetki byly bardzo smaczne – chyba nawet Feliks by je pochwalil. A wino? W kazdym razie – specyficzne. Polityk tez jadl, jednoczesnie opowiadajac o dzisiejszym posiedzeniu Dumy, na ktorym jego frakcja walczyla przeciwko przyjeciu ustawy antynarodowej, ale nie zdolala jej zablokowac. Z pewna mieszanka cynizmu i zmeczenia pomyslalem, ze bedac we frakcji mniejszosciowej, moze sobie pozwolic na walke z ustawami antynarodowymi. Wszystkie mniejszosciowe frakcje sie tym zajmuja. Dopiero gdy dochodza do wladzy, wszystko sie zmienia.
– Otworzylem drzwi do Arkanu – oznajmilem, biorac krewetke za wolny od sosu ogonek. – To rzeczywiscie dobre, smaczne… No wiec, otworzylem. Prosze mi powiedziec, kto panu tak naklamal, ze Arkan wyprzedza nasz swiat o trzydziesci piec lat?
– Nie dokladnie trzydziesci piec… plus minus…
– Kalendarz Arkanu spoznia sie w stosunku do naszego.
– Slucham? – spytal Dima. Napil sie wina i popatrzyl jakos tak przeze mnie.
Wyobrazilem sobie, z jaka predkoscia pracuje teraz jego mozg. Ho, ho… W polityce, zwlaszcza w naszej, nie ma miejsca dla tepakow. Ani dla altruistow. Teraz Dima zaczal sie zastanawiac, jaka korzysc mozna wyciagnac z takiego Arkanu.
– To bez sensu – powiedzialem. – O Arkanie mozna zapomniec. Slyszal pan kiedys o Ziemi-jeden?
– Hipotetyczny swiat, z ktorego wyszli pierwsi funkcyjni – odparl Dima bez namyslu. – Jego istnienie neguja…
Popatrzyl mi prosto w oczy.
– Wlasnie. – Pokiwalem glowa. – Ziemia-jeden to Arkan. Nie zdola jej pan wykorzystac w charakterze poligonu, poniewaz to my jestesmy poligonem. Ziemia-jeden robi eksperymenty w swiatach, ktore znajduje. Sa w stanie skierowac ich rozwoj w tym czy innym kierunku. U nas, jak rozumiem, testuja wspolistnienie supermocarstw.
Ta mysl przyszla mi do glowy w tej wlasnie chwili, ale widzac zainteresowanie polityka, zaczalem ja rozwijac.
– Najpierw sprawdzali, co sie stanie w czasie istnienia dwoch supermocarstw-antagonistow. Widocznie wycisneli z tego wariantu wszystko, co sie dalo, i Zwiazek Radziecki sie rozpadl. Teraz eksperymentuja z Ameryka – jedynym supermocarstwem. Poza tym rozwijaja u nas technike.
– Nie za bardzo – zaprotestowal polityk. – Kosmonautyke praktycznie zwineli.
– Bo nie jest im potrzebna. Pozaziemskie osiedla moglyby wyjsc spod kontroli Ziemi-jeden. Za to elektronika…
– To pewna informacja? – zapytal Dima.
– To tylko przypuszczenie. Byc moze w jakichs punktach sie myle.
– A twoi? Co mysla o tym, ze sa krolikami doswiadczalnymi?
– Funkcyjni? Nie wiem. – Rozlozylem rece. – Ale obawiam sie, ze nie beda sie oburzac. Kto uczynil ich mistrzami? Ci z Ziemi-jeden. Czyli, po pierwsze, sa im wdzieczni, a po drugie, boja sie ich. Ten, kto uczynil cie funkcyjnym, moze zabrac swoj dar.
– Cholera ciezka, zupelnie jak u nas w polityce! – Dima klasnal w rece i zasmial sie nieco stropiony. – No tak. Co mozemy zrobic? Takie sily i tak sie marnuja! Jak rozumiesz, interesuje mnie tylko jedno: jak wykorzystac wasze mozliwosci z korzyscia dla naszego kraju?
Mruknalem cos pod nosem.
– Nie wierzysz? – Polityk odchylil sie w fotelu i popatrzyl na mnie uwaznie. – Nieslusznie. To prawda, ze wladza jest pozbawiona regul gra hazardowa. Ale w odroznieniu od pieniedzy wladza nie jest ciekawa sama w sobie, lecz w polaczeniu z reakcja otoczenia. Wladza to ambicja. Ludzie powinni kochac polityka albo sie go bac. Tak czy inaczej, czcic i szanowac. Po co dazyc do wladzy, skoro wiesz, ze dla historii pozostaniesz tchorzliwym asekurantem? Jesli nie wspominaja cie za to, co zrobiles, lecz za to, co nawyprawiales? To nieciekawe! Smacznie zjesc i dlugo spac mozna bez zadnej polityki. Tysiace ludzi zrozumialo to w sama pore i nie pchaja sie do polityki. Niestety, w naszym kraju sporo osob traktuje polityke jak biznes. Mnie to niepotrzebne. Moje ambicje sa wieksze od mojej pazernosci.
– Ale zdaje pan sobie sprawe, ze nikt panu nie uwierzy? – zapytalem szczerze. – Ludzie nie wierza tym, ktorzy sa u wladzy. U nas wszystko jest tak urzadzone, ze ludzie sobie, a wladza sobie. Znajoma kobieta, hodowca psow, opowiadala, ze gdy przyjezdzaja do niej po psa ci z Rublowki, to ja serce boli. Zwyczajny czlowiek
– Wiem, Kiryle. Chociaz ja nie mieszkam na Rublowce. I dlatego potrzebuje cudu. Potrzebuje go od was, funkcyjnych.
– Sily?
– W czym jest sila? – Dima sie usmiechnal. – W miesniach? W pieniadzach? W wiedzy? Sila bywa rozna i trzeba umiec korzystac z niej we wszystkich jej przejawach. Czy moglbym sie wzbogacic na rachunek innych swiatow?
– Noszac towary przez wieze, jak handlarze? Nie sadze. Beda z pana sciagac clo za przenoszony towar.
– Wiem. A informacji z Arkanu nie dostane. A moze… – Zawahal sie. – Moglbys mi pomoc w czyms innym?
– Komus trzeba morde obic? – zapytalem. – Bo nic innego nam nie pozostaje.
Polityk sie rozesmial.
– Technologia.
– Ziemia jest najbardziej rozwinietym swiatem.
– Nie do konca. Jest przeciez Opoka.
– Przenoszenie nieznanych technologii z jednego swiata do drugiego jest zabronione.
– A kto zabronil? – Dima zerknal na butelke z winem, ale nalal sobie mineralnej. – Ci, ktorzy na nas eksperymentuja? Jak myslisz, Kiryle, czy to rozsadne, zeby jedna swinka morska mowila do drugiej: „Nie wolno uciekac z klatki, eksperymentator zabronil!”?
– Nierozsadne. Ale obawiam sie, ze inni funkcyjni mnie nie zrozumieja.
Polityk prychnal. Zakolysal kieliszkiem, upil lyk i powiedzial:
– Ciagle to samo. Gdy zaczynalem zajmowac sie polityka, myslalem, ze moge cos osiagnac. A potem poznalem prawde. Dowiedzialem sie, ze i nasi wodzowie, i amerykanscy prezydenci nie sa najwazniejsi. Ze istnieja mistrzowie. Ze niby nie rzadza, ale ich zdania sie slucha. Urzeczywistnienie rusofilskiego koszmaru o masonach. Teraz rozumiem, po co to mistrzom. Jak uwazasz, czy moge pojsc do prezydenta i opowiedziec mu cala prawde?
– Skad mam wiedziec, czy pan moze, czy nie. – Wzruszylem ramionami. – Mnie by nie puscili, a pana to nie wiem.
– A powaznie?
– Naprawde nie wiem. Byc moze na samej gorze i tak wszystko wiedza, i zadnych tajemnic im pan nie wyjawi. A jesli nawet… To co, urzadza ogolnoswiatowa oblawe na funkcyjnych? Beda walic termojadrowymi bombami w wieze i piwnice? Co to da? Ci, ktorzy zdaza, odejda do innych swiatow. Pozostali sie przyczaja. Nie odrozni ich pan