my.

– Czyli proponujesz, zeby przemieszac technologie roznych swiatow?

– Zlamac czystosc eksperymentu. – Usmiechnalem sie. – Wyobraz sobie, ze zajmujesz sie doswiadczeniami chemicznymi. Na maszynkach spirytusowych powolutku podgrzewaja sie czyste roztwory. I nagle ktos podchodzi i miesza plyny z pieciu roznych probowek. No?

– Po pierwsze, jakas probowka moze peknac – odparla Illan. – A po drugie, chemik moze spokojnie wylac zniszczone roztwory i umyc probowki.

Zapadla cisza.

– Skad mieliby miec takie mozliwosci? – zapytal cicho Kotia, zupelnie zdruzgotany. – I co wtedy, rozpetaja u nas wojne jadrowa?

Wzruszylem ramionami.

– Dlaczego nie? Skad mozemy wiedziec, do jakiego stopnia kontroluja politykow? Ktorys moze sie zgodzic, rozpetac wojne i otrzymac za to azyl na Ziemi-jeden.

Illan westchnela.

– Kiryl, nie mysl, ze jestem przeciwna twojemu planowi. Cos w nim jest… Ale w pojedynke nic nie zdzialasz. Musimy miec poparcie wiekszosci funkcyjnych. Zaczac wojne przeciwko Ziemi-jeden.

– Myslisz, ze nie zaczna?

– Po co mieliby to robic? To przeciez wstrzasneloby wszystkimi swiatami. Kto chce, zeby uladzone zycie runelo, zeby wokol sie zagotowalo? Tylko ci, ktorzy nie maja nic do stracenia. A funkcyjni maja do stracenia bardzo wiele.

– Ale przeciez to przykre byc krolikiem doswiadczalnym!

Po raz pierwszy Illan popatrzyla na mnie z sympatia.

– Ja tez tak uwazam. Ale obawiam sie, ze wiekszosc domysla sie prawdy i jakos to znosi.

– No dobrze. A co ty proponujesz? Masz jakis plan?

Wydawalo mi sie, ze cos powie, ale tylko pokrecila glowa.

– Pojde do Feliksa – zdecydowalem.

– To nic nie da. Ja juz z nim rozmawialam.

– Wtedy nie wiedzial o Ziemi-jeden!

– Jestes tego pewien?

Po zastanowieniu musialem przyznac, ze nie jestem.

– Najpierw porozmawiam ze wszystkimi funkcyjnymi – zaproponowalem niepewnie. – Oni mnie popra i wtedy pojdziemy do Feliksa.

– Skad wiesz, nowicjuszu, ze cie popra? Feliks ma autorytet, powszechny szacunek.

– I wszystkich smacznie karmi.

– To tez. Jesli zaczniesz podburzac narod przeciwko niemu, funkcyjni i tak ci nie uwierza, a Feliks sie obrazi.

– To ide prosto do niego.

– Nie badz glupi! A jesli on sam jest z Ziemi-jeden? Jesli kontroluje wszystko w Kimgimie?

Kotia, ktory popatrywal na nas niespokojnie, zawolal:

– Stop, stop, stop! Tylko sie nie kloccie! Przeciez macie jeden cel, pamietacie? Przerwac ingerencje w nasze zycie!

– Nie klocimy sie. – Illan od razu spuscila z tonu. Ku mojemu niebotycznemu zdumieniu urok Kotii dzialal na nia dokladnie tak samo jak na studentke z prowincji. – Ale zrozum, Kotia…

– Nie chce nic rozumiec! Wiem tylko, ze jesli teraz sie poklocimy, nic dobrego z tego nie wyniknie! – Kotia dumnie uniosl glowe, blysnal okularami. Jego glos nabral mentorskich nutek. – Przede wszystkim musimy sie zastanowic. Zwazyc wszystkie „za” i „przeciw” kazdej decyzji. Porozmawiac z funkcyjnymi nieformalnie, a dopiero potem isc na rozmowe z Feliksem i organizowac partyzantke!

– Zgadzam sie – powiedzialem z ulga. Najbardziej nie chcialem, zeby ktos wmawial mi koniecznosc natychmiastowego rozpoczecia dzialan wojennych. Umieranie bardzo mi sie nie podobalo.

Illan niechetnie skinela glowa.

– Kiryl, powinienes odpoczac – mowil dalej Kotia. – Ochlonac… Popracuj w koncu jako celnik! Moze ktos ciagle sie dobija do drzwi, moze chce przejsc, a ty nic tylko latasz po obcych swiatach!

– Musze zbadac najblizsze otoczenie – sparowalem. – To nie kaprys, lecz zawodowa koniecznosc.

– Tak czy inaczej powinnismy wziac time out – oznajmil Kotia. – Dojsc do siebie. Ja i Illan mamy zamiar pojechac do mnie i kilka dni odpoczac. Obiecujesz, ze na razie nie zaczniesz nic robic?

Popatrzylem na nich i powstrzymalem sie od zlosliwego komentarza.

– Obiecuje.

* * *

Pod wieczor przyszli „goscie”.

Z Moskwy do Kimgimu po kolei przeszlo trzech mezczyzn. Dwoch nie znalem, jeden byl popularnym dziennikarzem telewizyjnym. Jeszcze jedna dziewczyna z Moskwy weszla do Skansenu. Rozebrala sie do naga, wykapala w morzu, wypila markowego szampana prosto z butelki i wrocila.

Z Kimgimu tez poplynal strumien gosci. Starsi panstwo przeszli do Moskwy, pytajac mnie, jakie kino w poblizu moglbym polecic. Polecilem „Kosmos” na WDNCh. Niesmialy mlodzieniec o inteligentnym (w stosunku do mieszkancow Kimgimu az sie chcialo powiedziec „arystokratycznym”) wygladzie poszedl na Szeremietiewo-dwa. Pomyslalem, ze wyrazenie „czlowiek nie z tego swiata” jest znacznie bardziej prawdziwe, niz mogloby sie wydawac.

Z Nirwany ani z Arkanu oczywiscie nikt nie przyszedl. Przez chwile wydawalo mi sie, ze przyjdzie Wasylisa. Czulem wyraznie, jak sie zastanawia: isc czy nie. A potem przeczucie jej wizyty zniknelo. Rozmyslila sie.

W Moskwie padal deszcz. W Kimgimie zaczelo sypac. Wyobrazilem sobie moje mieszkanie, puste i smutne. Moskiewskie ulice, po ktorych spiesza do domow spoznieni mieszkancy. Przytulne podworka Kimgimu i plusk zimnej wody, w ktorej czaja sie gigantyczne osmiornice.

Pojsc do Feliksa? O niczym z nim nie rozmawiac, po prostu zjesc cos i wypic. Nie, nie moge. Nie wytrzymam i zaczne wyglaszac zarzuty.

Zreszta… Mam jeszcze jedna mozliwosc zjedzenia obiadu w porzadnym miejscu i ciekawym towarzystwie. Ze zlosliwym usmiechem wyjalem wizytowke polityka Dimy i wybralem numer.

– Tak! – O dziwo, odebral on sam. Zrozumialem, ze mialem zaszczyt poznac numer jego osobistego telefonu.

– Mowi Kiryl – powiedzialem. – Z cla.

Cisza. I ostrozne pytanie:

– Towar… juz przyszedl?

– Tak, wszystko juz oclone – powiedzialem, z przyjemnoscia wlaczajac sie w gre: „Towarzyszu majorze, slucha pan?”. – Ale tam pojawily sie okreslone komplikacje… i dobrze byloby sie spotkac. Najlepiej w jakiejs restauracji.

– Przysle po pana samochod – oznajmil Dima. – Zadzwonie, gdy podjedzie.

Wszedlem na gore i wypilem kieliszek koniaku. Popatrzylem na wieze Ostankino, podswietlona reflektorami w Arkanie – zupelnie jak u nas. Postalem przy oknie do Skansenu, pooddychalem swiezym morskim powietrzem. Na noc nalezaloby otwierac wlasnie to okno.

Polityk zadzwonil szybciej, niz sie spodziewalem.

– Samochod stoi przed drzwiami – oznajmil. – Kierowca pokaze panu moja wizytowke.

Gra w konspiracje trwala nadal. Biedni pracownicy bezpieki, niewprowadzeni w tajemnice funkcyjnych! Beda sie zastanawiac, sprawdzac, z kim rozmawial Dima, dokad wysylal samochod, i nie zdolaja niczego ustalic.

Wyszedlem z wiezy. Z powazna mina sprawdzilem wizytowke, ktora pokazal mi kierowca. Z lekka zawiscia popatrzylem na przechodzace wesole towarzystwo. Mlodzi ludzie, nie zawracajac uwagi na zimno i deszcz, szli gdzies ulica. Pomyslalem, ze nawet jesli beda teraz pili kwasne piwo w taniej knajpce, to i tak bedzie im lepiej niz mnie. Oni nie wiedza, ze nasz swiat to tylko poligon doswiadczalny.

Вы читаете Brudnopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату