Zabawa wlasnie sie zaczynala.
Zebralo sie ze dwudziestu gosci. Za stolem – duzym, okraglym, jakiego nie powstydzilby sie krol Artur – jeszcze nikt nie siedzial. Feliks mowil, ze w Kimgimie jest dziesieciu funkcyjnych, czyli polowa przyszla z innych swiatow.
Od razu zobaczylem Roze Biala – w dlugiej czarnej sukni z nieodpowiednim do wieku dekoltem. W jednej rece trzymala kieliszek z szampanem, w drugiej palace sie cygaro. Staruszka skinela mi glowa i powiedziala cos do stojacej obok niemlodej, korpulentnej kobiety. Kobieta obrzucila mnie uwaznym spojrzeniem i obdarzyla omdlewajacym usmiechem. Ona rowniez miala wyzywajacy dekolt, ale przynajmniej uzasadniony. Za to szmaragdowy kolor sukni najwyrazniej doradzil jej wrog.
Byl tez Chajes, w smokingu i muszce. Tlumaczyl cos sluchajacemu uwaznie kelnerowi. Kelner kiwal glowa, ale Chajes nadal uscislal szczegoly swojego zamowienia. Wygladal bardzo dostojnie, niczym potomek jakiegos rodu arystokratycznego.
Prawie wszyscy goscie byli elegancko ubrani, jakby obowiazywal ich scisly dress code: „czarny krawat”. Mezczyzni w czarnych smokingach i czarnych muszkach, kobiety w sukniach koktajlowych. W bardziej nieformalnych strojach wystapilo jedynie dwoch czy trzech mezczyzn. A przy oknie, z dziewczyna w rozowej sukni rozmawial mezczyzna ubrany w jasne spodnie i lniana koszule. Popatrzylem przelotnie na jego byczy kark i zrozumialem, ze to funkcyjny projektant. Skad ta wiedza? Nie wiem. A skad mi sie wzial ten „dress code”, „niewymuszony”, „formalny”, wszystkie te okreslenia wymyslone przez smetnych Angoli?
No trudno, jakos wytrzymaja moj stroj. Wsunalem kciuki za pasek dzinsow i podszedlem do stolu. Po mojej lewej stronie wyrosl kelner z taca; wzialem kieliszek szampana.
– Kiryl! – Z przeciwka juz szedl Feliks. Rowniez nienagannie ubrany, ze skorzana teczka w reku, czyzby menu? – Jak sie ciesze, ze znalazles czas, zeby nas odwiedzic! Przyjaciele, prosze o chwile uwagi! To Kiryl z cla w dzielnicy fabrycznej!
Jego radosc byla autentyczna, podobnie jak zainteresowanie pozostalych funkcyjnych. Ktos nieglosno zaklaskal w dlonie, brawa podchwycili pozostali. Przez kilka sekund wszyscy klaskali, niczym nerwowi pasazerowie po dlugo wyczekiwanym, miekkim ladowaniu samolotu.
– To czwarte clo w naszym miescie – mowil dalej Feliks. – Mysle, ze to wystarczajacy powod dla bankietu! Pojawily sie nowe przejscia na Ziemie-siedemnascie, Ziemie-dwa i… Co dzisiaj, Kiryle?
– Nirwana
– Jaki rejon?
– Nie wiem. Tam jest osiedle dla zeslancow – powiedzialem, patrzac w oczy Feliksowi. – I jeszcze jedno clo. Funkcyjny nazywa sie Wasylisa.
– Wasylisa… Sprawdze w… sprawdze. Tam jest trzydziesci osiedli, trzeba sie zorientowac. No coz, to dobrze, Kiryle! Nirwana rowniez bywa przydatna. Mamy tam jeszcze jedno wyjscie, ale w bezludnej okolicy. To niehumanitarne. A tworzenie nowego obozu jest trudne i niecelowe.
– Feliksie… – Nagle zrozumialem, co zastanowilo mnie w jego slowach. – Powiedziales, ze macie teraz wyjscie na Ziemie-dwa?
– No tak. Do twojego swiata.
– A Ziemia-jeden?
Feliks zasmial sie i machnal reka, jakby oganial sie przed natretna mucha.
– Glupstwo, nie zawracaj sobie glowy. To rezerwowy numer… Zeby nie pojawialy sie niepotrzebne dyskusje o pierwszenstwie. Prosze panstwa, proponuje toast!
Kelnerzy sie zakrzatneli. Jednym dolewali szampana, innym zamieniali kieliszki. Roza Biala przeszla na koniak, za jej przykladem poszlo kilku mezczyzn.
– Za nowego czlonka naszej malej, ale zgodnej rodziny! – powiedzial Feliks. – Jestesmy rozni, ale sluzymy jednej sprawie!
Brzeknelo szklo; kilku funkcyjnych poklepalo mnie po ramionach. Wysluchalem nic nieznaczacych, ale raczej szczerych komplementow; Chajes, widocznie na prawach starego znajomego, szturchnal mnie w bok, szczerzac sie w usmiechu.
Dopijajac szampana, Feliks wzial mnie zrecznie pod reke i oznajmil:
– Porywam naszego goscia na kilka minut! Kiryl, jestes bardzo glodny?
– Nie – sklamalem.
– Nie bede cie dlugo trzymal. O, wez kilka kanapek. – Wzial ze stolu i wreczyl mi talerz z malenkimi kanapeczkami. – Sprobuj tego, to bardzo smaczne.
Z powatpiewaniem popatrzylem na chlebowy koszyczek, wypelniony zolto-zielonymi polprzezroczystymi kuleczkami.
– Kawior osmiornicy – wyjasnil Feliks.
– Tej samej?
– Slucham? A tak, tej samej. Wszystko ma swoje plusy, zawsze. No i jak tam, oswajasz sie?
Wszedlem za nim do malego gabinetu, oddzielonego od sali ciezkimi, brokatowymi portierami. Stalo tu kilka foteli i stolik z alkoholem i zakaska. Postawilem swoj talerzyk obok.
– Wszystko w porzadku, Feliksie. Oswajam sie.
Cos sie w nim zmienilo od czasu naszego pierwszego spotkania. Pojawil sie jakis niepokoj, jakies zaklopotane stropienie… Jakby sie czegos obawial.
– I jak, wprowadzili cie w temat?
– Tak, przyszlo dwoch ludzi i funkcyjna akuszerka.
– No tak, no tak. Tam u was jestescie w scislym kontakcie z wladza. Ale to nic. Najwazniejsze, zebys zawsze pamietal, ze nikt nie ma prawa wywierac na ciebie nacisku. Nawet politycy.
Ha, przeciez nie wspominalem, jacy „ludzie” u mnie byli! Udalem, ze nie dostrzeglem wpadki Feliksa.
– Polityk namawial mnie, zebym otworzyl drzwi do Arkanu.
– Po co? A zreszta, czy mozesz to zrobic?
– Nie wiem, czy moge. Probowalem, ale otworzyly sie drzwi do Nirwany. A po co? – Zastanowilem sie i nalalem sobie odrobine koniaku. A raczej miejscowej brandy, sadzac po zapachu calkiem niezlej. – Tam jest przeciez przyszlosc, prawda?
– Nie. – Feliks sie skrzywil. – To prymitywna interpretacja. Uwaza sie, ze swiat Arkanu jest niemal identyczny ze swiatem Ziemi-dwa, ale wyprzedza ja w rozwoju. Jakby cala jego historia zaczela sie trzydziesci lat wczesniej.
– Wszystko jedno. Polityk ma bardzo ambitne plany. Chce poznac przyszlosc, zeby z powodzeniem pracowac w naszym swiecie.
– Rzadzic. – Feliks skinal glowa. – Dlaczego nie? Sprobuj, oczywiscie. Ale bardzo trudno otworzyc tam przejscie. Do tej pory bylo tylko jedno clo…
– Feliksie, to znaczy, ze w Arkanie nie ma funkcyjnych?
– Nie ma. – Feliks rozlozyl rece.
– A skad oni przyszli?
– Kto? – Feliks usmiechnal sie, ale odnioslem wrazenie, ze kaciki jego ust zadrzaly.
– Funkcyjni.
– Co za glupstwa! – Feliks lekko podniosl glos. – My jestesmy funkcyjnymi! Ja z Ziemi-trzy, ty
Podal mi teczke.
W srodku byly dwa pliki spietych kartek. Pierwszy nosil tytul: „Autentycznie istniejace swiaty”, a drugi, nieco cienszy: „Ziemia-trzy, rozszerzony opis”.
– Wiecznie o tym zapominaja – westchnal Feliks. – Brak scentralizowanej wladzy to plus i minus zarazem. Zawsze sa minusy. Znajdziesz tu mnostwo pozytecznych informacji.
Szybko zerknalem na pierwsza strone: „Autentycznie istniejacych…”.
Ziemia-dwa: Swiat calkowicie zamieszkany i zbadany.
Ustroj polityczny: wielobiegunowy.