nalezy!

Ale wyobraz sobie, ze twoja ukochana dziewczyna dlugo nie wraca. Robi sie pozno, ona nie ma przy sobie telefonu, a wasza dzielnica zasluzenie cieszy sie zla slawa. W dodatku nie wiesz, z ktorej strony przyjedzie, i nie mozesz wyjsc po nia na przystanek. Mozesz tylko siedziec w domu i czekac.

Mozna obnizyc nieco dramaturgie sytuacji. Wyobraz sobie, ze kaloryfery powoli acz nieuchronnie zalewaja ci mieszkanie wrzatkiem. A wezwane pogotowie hydrauliczne ciagle sie nie pojawia.

Czy mozna w takiej sytuacji czytac pasjonujacy kryminal, pic piwo albo ogladac komedie? No wlasnie, nie da sie. Na szczescie, jest kilka innych sposobow zabicia czasu w takiej sytuacji: klejenie plastikowego modelu czolgu, pogaduszki na forum w Internecie, haft krzyzykowy. Czyli to, co zajmuje rece, nie obciazajac mozgu.

– Nie moge pic – powiedzial Kotia, odstawiajac butelke.

Ja tez nie moglem. W dodatku piwo zrobilo sie cieple, orzechy i chipsy nieswieze, a piekny morski krajobraz przestal cieszyc. Najwyrazniej organizm nie byl zachwycony tymi skokami z zimy w lato.

– Ein-zwei-polizei. – Kotia popatrzyl tam, gdzie pobiegl Chajes. – Kiryl, wiesz, ze zaczalem odrozniac funkcyjnych od zwyklych ludzi?

– Jak? – zainteresowalem sie. – Widzisz aure?

– Jaka aure? E tam, to bajki… Po prostu patrze na czlowieka i wiem, ze jest funkcyjnym. Wlasnie, ta baba wydala mi sie podejrzana pod tym wzgledem.

Nie spieralem sie, bo jak tu sie spierac z czlowiekiem, ktory nie umie niczego wyjasnic, tylko mowi: „Patrze i wiem”?

Przez pewien czas lezelismy na piasku, grzejac sie i opalajac. Moskiewska jesienna wilgoc, ktora juz zdazyla wpelznac do organizmu, odchodzila niechetnie. Przypomnialem sobie czyjas wypowiedz, ze gdyby Piotr I przeniosl stolice Rosji nie nad Morze Baltyckie, lecz nad Morze Czarne, to zycie w Rosji potoczyloby sie zupelnie inaczej. Westchnalem. Cos w tym bylo. Co Piotra Wielkiego pociagalo w tym zimnym, mokrym brzegu Baltyku? Ale, ale, moze za jego czasow na miejscu Petersburga stala jakas wieza? I wladca mogl spokojnie przenosic sie nad cieple morze?

Nie, bzdura. Przeciez najpilniej strzezona tajemnica ma okreslony termin waznosci, od czasow Piotra informacje o funkcyjnych musialyby sie przesaczyc.

– O, policjant leci – powiedzial Kotia.

Usiadlem, oslonilem oczy dlonia. Mialem dosyc slonca, najwyzsza pora wracac do Moskwy. Policjant faktycznie biegl z powrotem tym samym swobodnym, pieknym krokiem. W swiecie ludzi tak biegaja jedynie jacys tam Masajowie i Etiopczycy.

Biegl sam.

– Zabil ja – szepnal z jawna wrogoscia Kotia. – Skrecil jej kark i zostawil w dzungli, zeby umarla.

Dlaczego akurat mialby jej skrecac kark? Pewnie Kotia sam nie wiedzial, ale dzieki swojemu kretynizmowi obraz ozyl. Oczami wyobrazni zobaczylem, jak Chajes dogania dziewczyne, ta zaczyna biec jeszcze szybciej, grzeznie w piasku, chwyta sie lian, oglada sie, przerazona krzyczy, w koncu potyka sie i pada twarza w kaluze. Chaj przyciska kolanem jej plecy, szarpie za wlosy, lamiac kregi szyjne, wyciaga swoja ofiare z blota i porzuca, zeby umarla – jeszcze zywa, ale juz sparalizowana, niezdolna do poruszania rekami czy nogami, niezdolna nawet do krzyku. Glupia dziewczynka, ktora osmielila sie podniesc reke na wladze zlych funkcyjnych, lezy teraz pod palmami i patrzy w wysokie niebo. Po jej twarzy idzie wlasnie maly krab, dociera do oczu, maca je wasikami i unosi male, ostre kleszcze, przypominajace nozyczki do manikiuru.

– Tfu, na pasa urok! – mowie. – Powinienes pisac kronike kryminalna, a nie pornosy!

– Czasami pisze – mowi ze smutkiem Kotia.

Chaj byl coraz blizej. Pomachal nam reka, zwolnil, i znowu zaczal isc. Nie zasapal sie, nie spocil i w ogole nie sprawial wrazenia czlowieka, ktory wlasnie pokonal dziesiec kilometrow. Ale mine mial zirytowana.

– Czekamy czterdziesci piec minut – stwierdzilem, zerkajac na zegarek.

– Myslalem, ze szybciej sie uwine – powiedzial Chaj. Usiadl obok nas, wzial butelke piwa, przycisnal do ust. Wypil cala jednym tchem, otarl piane z ust i usmiechnal sie krzywo. – Udalo jej sie, zarazie!

– Co tez pan mowi?! – zawolal radosnie Kotia. Na jego twarzy wykwitl usmiech, bo policjant mowil teraz po rosyjsku.

– Dobrze biega – wyjasnil Chaj. – Widzialem ja, ale zrozumialem, ze dogonie zbyt pozno.

Jakby cos pstryknelo w mojej glowie.

– Dogonilby ja pan tam, gdzie znikna panskie zdolnosci?

– Wlasnie – przyznal z gorycza Chaj. – Od mojego posterunku do twojej wiezy jest piec i pol kilometra. Dogonilbym ja dziesiec kilometrow stad, a tam juz stalbym sie zwyklym czlowiekiem. A ona trenowala, uczyla sie zabijac. Jej nawyki nie przepadna.

– A to, ze to rozne swiaty, nie ma znaczenia? – zapytalem.

– Nie. Liczy sie odleglosc od punktu przejscia.

– Ze tez jej sie udalo? – powiedzial z udawanym wspolczuciem Kotia. Zabrzmialo to tak falszywie, ze az zaczalem sie obawiac, ze policjant da mojemu przyjacielowi w pysk. – Ajajaj! Niby zwyczajna dziewczyna…

– Zwyczajna? – Chaj sie rozesmial. – Jest takim samym funkcyjnym jak ja czy twoj przyjaciel. Tylko ze ona zdradzila swoja funkcje. – Widzac nasze zdumienie, wyjasnil: – Porzucila swoja funkcje i odeszla! No dobrze, nikt jej nie zmusza, ale po co teraz maci wode? Organizuje grupy oporu, podrywa ludzi do walki przeciwko nam. Czy to nie glupota?

– A skad ona w ogole pochodzi? – zainteresowal sie Kotia.

Oho, cos mi sie zdalo, ze za bardzo sie zainteresowal. Widocznie wczorajsza dziewczyna „z takim tyleczkiem” przestala byc dla niego atrakcyjna, gdy wyszlo na jaw, ze wciagnela nas w pulapke. A natura nie lubi pustych miejsc.

– Nie nasza i nie wasza – odparl wymijajaco Chaj. – Byla lekarzem, glupia… Czas na mnie, przyjaciele. Spotkamy sie jutro u Feliksa!

Poklepal mnie po ramieniu, skinal Kotii reka i poszedl w strone wiezy.

– Chaj! – zawolalem. – Czy ona wroci do wiezy?

Chaj zastanowil sie i wzruszyl ramionami.

– Byc moze. A co?

– Czy mam ja zatrzymac?

To niewinne pytanie wyraznie go zaklopotalo.

– Mozesz, oczywiscie. Ale po co?

– To przeciez nasz wrog!

– Tak, ale… – Wydawalo sie, ze Chaj oslupial. Wygladal jak angielski dzentelmen, ktory widzi, ze stary wierny sluga usiadl przy stole, polozyl na nim nogi i zapalil cygaro. – Przeciez nie jestes policjantem! Po co mialbys ja zatrzymywac?

– Zaatakowala mnie – przypomnialem.

– W takim razie zatrzymaj, jesli chcesz. Albo zabij.

Gdy wszedl do wiezy, Kotia powiedzial:

– Patrz, jakie to u nich proste. Zatrzymaj albo zabij!

– U nas – przypomnialem posepnie.

– U was – zgodzil sie Kotia. – Sluchaj, Kiryl, moglbys mi pozyczyc z piec tysiecy?

Omal nie zapytalem, skad niby mam miec pieniadze, ale w pore przypomnialem sobie o „zwrocie kosztow”. Wyjalem paczke banknotow, odliczylem piec i spytalem:

– Wystarczy?

– Aha… – Kotia wzial pieniadze. Wygladal na dziwnie spietego. – Wracam za pol godziny. Czekaj.

– Ty co, zmowiles sie z Chajem? – burknalem, nic nie rozumiejac, ale Kotia juz szedl zdecydowanym krokiem do wiezy.

Ciekawe, po co mu tak nagle prawie dwiescie dolarow? Zeby kupic butle jakiegos francuskiego koniaku? Nie, to nie w jego stylu. Zgrzewke piwa? Tez raczej nie.

Przenioslem sie w cien wiezy; piasek byl chlodny i odrobine wilgotny, ale to bylo nawet przyjemne, i polozylem sie wygodnie. Czy biedny funkcyjny, ktory ma przed soba nie wiadomo ile lat pracy na przejsciu celnym

Вы читаете Brudnopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату