– Nie, dzieki. Bede na ciebie czekal na stacji, przed sklepem calodobowym. Jak cos bedziemy chcieli, to tam kupimy. Tylko wez pod uwage, ze trzeci dzien z rzedu to juz ciag.

– A jak ja cie poznam? – zapytal bezradnie Kotia.

– Ja cie poznam.

Schowalem telefon i pomyslalem, ze ja i Kotia powinnismy byli zrobic sobie razem zdjecie zaraz pierwszego wieczoru, gdy to wszystko dopiero sie zaczelo. Mielibysmy dowod naszej znajomosci.

***

Najwazniejsza zasada: jesli juz zrozumiales, ze zrobiles glupote, to nie ma co rwac wlosow z glowy, wystarczy nie popelniac wiecej tego samego bledu. Dlatego w sklepiku przy metrze kupilem jednorazowy „plazowy” aparat fotograficzny, z powodu nadchodzacej zimy przeceniony na dwiescie rubli. Szkoda mi bylo pieniedzy na powazniejszy sprzet, zwlaszcza ze nie spodziewalem sie zadnych „wplywow”.

Poza tym kupilem maly szwajcarski scyzoryk. Najbardziej podobalo mi sie w nim to, ze mial male ostrze i zadnego korkociagu.

***

Nie spodziewalem sie zasadzki, ale na wszelki wypadek stanalem opodal sklepiku, w polowie drogi do wiezy. Kupilem butelke piwa i spokojnie je teraz pilem, spacerujac po drozce. Czeka sobie czlowiek na pociag, pije piwo, co w tym nadzwyczajnego?

Kotia nie zawiodl, przyjechal punktualnie. Wysiadl z taksowki, wojowniczo poprawil okulary i zaczal sie rozgladac. Przez kilka minut badalem okolice, ale zadnej „grupy przejecia” nie zauwazylem. Zreszta, komu ja jestem potrzebny.

– Kotia! – zawolalem do swojego bylego przyjaciela i podszedlem blizej.

Kotia podskoczyl w miejscu i popatrzyl na mnie z tak intensywnym pragnieniem rozpoznania mnie, ze zrobilo mi sie nieswojo.

– To ja – oznajmilem, wrzucajac pusta butelke do kosza. – Kiryl Maksimow. Twoj stary… ee… kumpel.

– Nie poznalem – powiedzial ze smutkiem Kotia. Wyjal z kieszeni pomiete kartki, wydrukowane na drukarce. Uwaznie przebiegl wzrokiem, westchnal i podal mi. – Wszystko sie zgadza. Bedziemy na „ty”?

Jak sie okazalo, Kotia nie ograniczyl sie do jednej notatki. Wczoraj, gdy wybieralismy sie do Mielnikowa, wystukal jeszcze kilka linijek:

Za chwile pojdziemy w gosci do Mielnikowa. To fantasta, moze cos doradzi? Na wszelki wypadek, gdybym znowu zapomnial: moj nieszczesny przyjaciel nazywa sie Kiryl Maksimow. Ma dwadziescia szesc lat. Pracuje jako menadzer w jakiejs firmie komputerowej. Wzrost: wyzszy niz sredni, budowa ciala: normalna, widoczny niewielki brzuszek…

– Co? Jaki brzuszek? – oburzylem sie. – Mam zupelnie normalna wage!

– Wage masz normalna, ale prace siedzaca – sparowal Kotia.

– …brzuszek, twarz owalna, pulchne policzki…

– Jak sie ciebie slucha, to mozna by pomyslec, ze obroslem tluszczem – powiedzialem ponuro. – Waze osiemdziesiat kilo, to normalna waga przy moim wzroscie.

– …policzki, oczy brazowe, wlosy ciemnokasztanowe, nos prosty, uszy z wyraznymi platkami…

– Kotia, nie pracowales czasem w milicji? – zapytalem zjadliwie. – Nie tworzyles portretow pamieciowych?

Kotia sie usmiechnal.

– …ogolnie twarz dobroduszna i sympatyczna. Mowi szybko, glos nieco gluchy, w czasie rozmowy usiluje nieumiejetnie zartowac i kpic z rozmowcy. Jesli wroce do domu sam i zapomne o Miksimowie, to przeczytam te notatke i wszystko sobie przypomne. Z Kirylem dzieje sie cos dziwnego i bardzo mi sie nie podoba, ze sie w to wplatalem.

Potem bylo czyste pol strony i kilka linijek z opowiadania, w ktorym Kotia umiescil notatke dla samego siebie.

– O i tak wlasnie – zakonczyl Siemion Makarowicz, ocierajac pot z czola. – To sie nazywa tantryczna joga, przed tysiacami lat wymyslily ja starogreckie hetery.

– Dziekuje bardzo! – zawolala Jula i sie zarumienila.

Popatrzylem na Kotie i pokrecilem palcem przy skroni.

– Jakie hetery?

– Starogreckie! – Kotia zabral mi kartki. – Taka mam prace.

– Znam twoja prace.

– Co sie wczoraj stalo u Mielnikowa? – zapytal Kotia.

– A co, dzwoniles do niego? – zainteresowalem sie. – A co ty pamietasz?

– Dzwonilem – rzekl Kotia z godnoscia. – On uwaza, ze przyszedlem do niego sam i rozmawialismy o literaturze. Ja tez to pamietam. To wszystko.

– A jak cie zatrzymalem przy wyjsciu z klatki?

Kotia pokrecil glowa.

– Chodz, usiadziemy, zapowiada sie dluga rozmowa.

Kupilismy dwie butelki piwa. Kotia prychnal, gdy, o nic go nie pytajac, kupilem mu jego ulubiony obolon, sobie tuborg i zaczalem opowiadac. Niczego nie ukrywalem. Opowiedzialem o tym, jak kupilem noz, jak zaczailem sie na Natalie Iwanowa i jak ona sie na ten noz nadziala.

– Jestes pewien, ze to nie ty pchnales ja tym nozem? – nie wytrzymal Kotia.

– Jestem. Stalem z nozem w reku, chcialem rozciac tasme…

– Nie da sie tak skoczyc na noz, zeby sie zabic! – powiedzial podejrzliwie Kotia.

– A co, probowales?

Kotia nie odpowiedzial.

Gdy doszedlem do milicjantow, ktorzy mnie wypuscili, Kotia sie zdenerwowal.

– Sluchaj, Kiryl, to juz jest absolutnie niemozliwe.

– Ale tak wlasnie bylo.

– Moze bylo, a moze nie. – Kotia sie zamyslil. – Mowisz, ze cie bili?

– Myslalem, ze mi polamali zebra. Kilka razy tak kopneli…

– A sasiad dal ci piescia w oko?

– No tak…

– A przegladales sie dzisiaj w lustrze?

– A co?

Kotia sie usmiechnal.

– A nic. I wlasnie o to chodzi. Twarz masz swieza i zadowolona, jakbys spedzil tydzien na wczasach. A zebra nie bola?

Zastanowilem sie. Rozpialem kurtke, podnioslem sweter.

– Zadnych sladow – skonstatowal Kotia. – Wybacz, ale tak sie nie dzieje. Gdyby cie skopali, to chociaz siniaki powinny zostac!

Trudno bylo odmowic mu racji.

– Sluchaj dalej – westchnalem. – To jeszcze nie koniec.

– Po gliniarzach, ktorzy cie puscili, nic dziwniejszego nie moglo sie juz zdarzyc – oznajmil sceptycznie Kotia.

Dziesiec minut pozniej skonczylem opowiesc o wiezy i zlosliwie spytalem:

– I co? Dziwniejsze od glin?

– Gdzie jest ta wieza?

– Tam. – Pokazalem.

Вы читаете Brudnopis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату