– Czyli pamietasz? – uscislilem. – Sluchaj, dzieje sie cos nieprawdopodobnego. Zaczalem dzwonic do znajomych…
– Chodz do komputera – powiedzial Kotia. – Przeczytaj, co tu jest napisane.
Podszedlem, na ekranie byl jakis tekst; zerknalem pytajaco na Kotie.
– Czytaj od poczatku – powiedzial, siadajac na kanapie.
Przewinalem tekst do poczatku i poslusznie zaczalem czytac.
ZAJECIA INDYWIDUALNE
Siemion Makarowicz, czterdziestoletni nauczyciel wuefu, z uwaga przygladal sie rozwinietym osmoklasistkom cwiczacym na sali gimnastycznej. W pewnej chwili podeszla do niego Jula i powiedziala:
– Zupelnie nie wychodzi mi szpagat.
– Czyli na semestr bedzie trojka – oznajmil Siemion Makarowicz. – Brak ci gietkosci.
Jula, szkolna prymuska, az zbladla.
– Tylko nie trojka, Siemionie Makarowiczu! Naprawde nie mozna z tym nic zrobic?
– Dlaczego nie? Mozna. Przyjdz do mnie po zajeciach, przeprowadzimy indywidualne zajecia rozwijajace gietkosc…
Popatrzylem na Kotie. Skrzywil sie.
– Kiedy zadzwoniles, robilem wlasnie jedna chalturke. Czytaj dalej.
Zajmujaca historia czterdziestoletniego nauczyciela urwala sie w pol zdania i nie dowiedzialem sie, jakimi metodami stary erotoman mial zamiar rozwijac i tak juz nad wiek rozwinieta uczennice. Dalsza czesc tekstu dotyczyla bezposrednio mnie.
„Wlasnie zadzwonil do mnie stary przyjaciel Kiryl Maksimow. Dziwna rzecz – nie poznalem go. A przeciez poprzedniego wieczoru siedzielismy przy butelce koniaku…”.
– Przy dwoch – sprecyzowalem.
– „…Dopiero kiedy zaczal mi przypominac, to sobie przypomnialem. Ale przypomnialem sobie jakos tak dziwnie. W zasadzie pamietam caly wczorajszy dzien. Pamietam, ze pracowalem, pamietam, ze z kims pilem wieczorem, ale z kim – zupelnie wylecialo mi z glowy, dopoki nie zadzwonil Kiryl. Jego twarz tez sobie z trudem przypomnialem. I w ogole, wszystko, co jest z nim zwiazane, mi sie miesza. Jedno pamietam, a drugiego nie”.
– Za duzo „przypomnialem” – zauwazylem. – Co z twoja stylistyka, literacie?
– Daj spokoj, nie mialem glowy do stylistyki – odcial sie Kotia. – Czytaj.
Dalej Kotia szczegolowo opisal nasza wczorajsza rozmowe i moje podsumowanie. Tekst konczyl sie zdaniem: „Podejrzewam, ze gdyby Kiryl zadzwonil pol godziny pozniej, a ja nie zdazylbym zapisac tego tekstu, juz bym go nie poznal”.
Westchnalem i razem z fotelem odwrocilem sie do Kotii.
– Dopoki o tobie mysle – mowil Kotia beznadziejnym tonem – to wszystko jest w porzadku. Pamietam i ciebie, i wszystko, co jest z toba zwiazane. Ale wystarczy, ze zajme sie czyms innym… No, na przyklad, odszedlem potem od kompa, zrobilem sobie kawe i wrocilem. Siadam, juz mam pisac dalej o nauczycielu wuefu, patrze, a na ekranie jest jakis „lewy” tekst. Zaczalem czytac i znowu sobie przypomnialem. To tak… jakby we mgle.
– Kotia, co sie dzieje? – zapytalem.
– A ty wszystko pamietasz? – zapytal z nadzieja Kotia.
– Wszystko. To mnie zapominaja. Rodzice jeszcze pamietaja, Anka… jeszcze kilka dziewczyn…
– Czyli ludzie, z ktorymi masz najsilniejszy kontakt emocjonalny – stwierdzil Kotia.
– W sensie?
– Ci, ktorzy czesto o tobie mysla. To nie pozwala im zapomniec… w kazdym razie nie tak szybko. Przeciez ludzie ciagle cos zapominaja, to normalne. Jesli jakies informacje sa zbedne, jesli z nich nie korzystasz, mozg usuwa je albo spycha na dno. Mam w komputerze taki system, ktory co jakis czas pyta: „Z tego programu korzystales pol roku temu. Jest ci nadal potrzebny czy mozna go usunac?”. To normalne zjawisko, tylko w twoim przypadku zachodzi z zastraszajaca szybkoscia. To tak, jakbys mial skleroze.
– Dlaczego ja? Ja wszystko pamietam. To moi przyjaciele maja skleroze.
– Tak sie nie dzieje – powiedzial ponuro Kotia. – Sluchaj, Kiryl, jestes porzadny facet i lubie cie, ale nie mam zamiaru stale o tobie myslec. Wez to pod uwage! A jesli nie bede myslec, to zapomne raz-dwa. I nie pomoga mi zadne notatki.
– Przeciez nie wymagam od ciebie heroicznych czynow – mruknalem. – Chcesz, to skasuje te twoja pisanine i sobie pojde.
Kotia przez jakis czas sie zastanawial, chyba tylko po to, zeby mi pograc na nerwach.
– Nie, poczekaj. To mnie zaciekawilo. Co dzisiaj robiles?
– Obszedlem tlum biurokratow – powiedzialem i zaczalem wymieniac wszystkie miejsca, w ktorych bylem.
Kotia sluchal uwaznie, kiwal glowa, potem zapytal:
– Nie myslales o tym, zeby pojsc do cerkwi?
Wytrzeszczylem oczy. Kotia nie byl wojujacym ateista, ale w Boga nie wierzyl.
– No cos ty?
– No co? Nie jestem ateista, tylko agnostykiem. A kazdy agnostyk teoretycznie dopuszcza istnienie sil wyzszych. Skoro juz zaczela sie taka mistyka…
– Nie, nie poszedlem. Tylko tak… sam sie pomodlilem – wyznalem zawstydzony.
– Powinienes pojsc – zdecydowal Kotia.
– Tak myslisz?
– Tak mysle. Innego wyjscia nie widze.
Zamilklismy.
– Kotia, potrzebuje pomocy – powiedzialem w koncu. – Moze to rzeczywiscie mistyka? Masz jakichs znajomych jasnowidzow?
– Skad mialbym miec?
– No, przeciez kiedy nie piszesz o seksie, to piszesz o roznych tam… I kontaktujesz sie…
– Cos ty! Kontaktuje sie z takimi samymi oszolomami jak ja! Myslisz, ze chodze po roznych szarlatanach, parapsychologach, a potem o nich pisze? Jeszcze mi powiedz, ze rzne owczarki i potem to opisuje. Wszystko wymyslam, Kiryl! Wszystko to brednie dla czytelnikow! Nie ma zadnych prawdziwych jasnowidzow. A przynajmniej ja zadnego nie znam.
– No to faktycznie nie pozostalo mi nic innego, jak pojsc do cerkwi.
– Poczekaj. Juz wiem, do kogo pojdziemy.
Popatrzylem na Kotie pytajaco.
– Do Dymitra Mielnikowa. No i co? Dobrze wymyslilem?
– A co, znasz go? – zdumialem sie.
– Oho! I ciebie tknela skleroza. – Kotia zachichotal. – Znam! Niezbyt dobrze, ale Mielnikow to czlowiek towarzyski. Tylko trzeba bedzie wziac butelke koniaku.
Dmitrij Mielnikow byl czlowiekiem rzadkiego zawodu – od dwudziestu lat pisal fantastyke i najwyrazniej odnosil na tym polu sukcesy. W kazdym razie znawca kosmicznych potworow i rodzimych wampirow mieszkal w wiezowcu na Kutuzowskim, w ktorym byla czysta klatka schodowa, dziarski dziadek-ochroniarz, sadzac z wygladu i czujnego spojrzenia – byly wartownik w
Mieszkanie Mielnikow mial ogromne i pieknie urzadzone, a on sam wygladal na zadowolonego z zycia. Zawsze sadzilem, ze autor, ktorego bohaterowie zginaja zebami rury, a jednym kopnieciem przebijaja betonowe sciany, jest cherlakiem, ale Mielnikow byl czlowiekiem w srednim wieku, sredniego wzrostu, srednio barczystym, za to z widocznym brzuszkiem.
Kotie jednak przyjal bardzo serdecznie, a ja zostalem zaszczycony usciskiem dloni wladcy dusz nastolatkow i romantycznych dziewczat.