– Cos sie stalo?
– Wyszedles… Wyszedl pan od Mielnikowa? – wykrztusilem.
Kotia skinal glowa.
– Jest w domu?
– Tak, oczywiscie. – Kotia dreptal w miejscu. – Wiec idzie pan do Mielnikowa? Przepraszam, twarz jakby znajoma, ale nie moge sobie przypomniec.
– Wszystko w porzadku – powiedzialem. – Taki mam wyglad, ciezko zapamietac.
– To ja juz pojde. – Kotia zrobil krok, zerknal na mnie, chyba chcial cos powiedziec, ale pokrecil glowa i poszedl.
Wyjalem papierosy, zapalilem. Dym byl slodki i gorzki zarazem. Za szklanym okienkiem w drzwiach mignela mi twarz straznika – dzielny dziadek byl czujny. Zeby tylko nie wezwal milicji.
Znowu wsunalem reke do kieszeni, wyjalem dowod i otworzylem: kruche strony rozpadly mi sie w rekach. Zdjecie odskoczylo z pstryknieciem i upadlo na asfalt. Podnioslem je – na szarym kwadraciku nie dalo sie juz dojrzec twarzy.
Zimno… Jesien… A zima ma byc mrozna…
– A wiec tak… – mruknalem, jakbym komus grozil, albo tworzyl jakis plan. – A wiec tak? A wiec tak!
Po pierwsze, cudow nie ma. Po drugie, moga byc wyjatki, ale wylacznie dla zlych cudow. A skoro nastal czas zlych cudow, to pozostawanie dobrym nie ma sensu.
5.
Okna mojego mieszkania byly ciemne. Nie przypuszczalem jednak, zeby Natalia Iwanowa kladla sie spac o osmej wieczorem.
Wjechalem na swoje piate pietro, zadzwonilem do drzwi. Keszju szczeknal i ucichl, a ja postalem kilka minut, wzruszylem ramionami i wsiadlem do windy. Jesli ktos obserwowal mnie przez wizjer, to teraz ten ktos podrepcze sobie szurajacym starczym krokiem z powrotem do telewizora, rejestrujac w pamieci, ze do sasiadki przychodzil kawaler. Nie watpilem, ze Galina Romanowna kompletnie o mnie zapomniala. Swoja droga to ciekawe, jak tym przygluchym staruszkom, wpatrzonym w niekonczace sie opery mydlane, udaje sie uslyszec, co sie dzieje. przy drzwiach sasiadow? Przeciez wlasne drzwi wyciszaja derma! A potem wysiaduja w przychodniach i skarza sie lekarzom na problemy ze sluchem!
W windzie nacisnalem przycisk osmego pietra. Nie chcialem czekac na Natalie na piatym obok zsypu, to byloby niebezpieczne, moge sie zalozyc, ze zaraz ktos wyszedlby wyniesc smieci albo zapalic. Ale ostatnie pietro bylo idealne – w jednym mieszkaniu mieszkal stary dziadek, ktory nigdy sam nie wychodzil, a dwa nastepne wynajmowaly wieloosobowe rodziny wschodnich gastarbeiterow, ktorzy nigdy w zyciu nie zadzwoniliby na milicje. Kiedys draznili mnie owi cisi ludzie ze Wschodu, moze Tadzycy, a moze Uzbecy, mieszkajacy po dziesiec osob w jednym mieszkaniu. Przemykali do siebie blyskawicznie i niezauwazalnie, uciekajac niczym karaluchy przed swiatlem. Niby nic do nich nie mialem… Zwykly bytowy szowinizm.
Teraz cieszylem sie, ze to oni tam mieszkaja. Siedzialem na ostatnim pietrze przy zsypie, palilem, patrzylem przez okno w dol, na wejscie do klatki. Sciemnialo sie, ale nad wejsciem byla jasna zarowka, zdaze zobaczyc Natalie zawczasu.
Kilku Tadzykow wjechalo na gore i zanurkowalo do swoich mieszkan, udajac, ze mnie nie widza. Powoli wykanczalem paczke papierosow.
Zaczal padac drobny, cichy deszcz; lubie go jesienia, przypomina, ze lato juz sie skonczylo. I wtedy, niemal od razu, przed wejsciem do klatki mignal kolorowy parasol.
Moze widzialem go wczoraj w swoim mieszkaniu, wsrod innych cudzych rzeczy, a moze nie widzialem, w kazdym razie od razu wyczulem, ze to Natalia.
Zrobilo mi sie zimno, nogi zdretwialy. Z trudem udalo mi sie dojsc do windy i nacisnac przycisk. Na dole trzasnely drzwi, winda jechala juz na ostatnie pietro. Wsiadlem, ale nie naciskalem przycisku parteru.
Zrobila to za mnie Natalia – winda poslusznie zjechala na dol.
Ciezko stac sie bandyta, gdy ma sie za soba cwierc wieku uczciwego, porzadnego zycia.
Poza tym nie mialem najmniejszej ochoty trafic do wiezienia za bandytyzm.
Z wewnetrznej kieszeni kurtki wyjalem noz, kupiony dwie godziny temu w metrze. Tania chinska podrobka znanej marki, ale najwazniejsze, ze wygladal przerazajaco – waskie dlugie ostrze z drapieznymi zebami i zbroczem. Gdyby sprzedawano wiarygodne atrapy pistoletow, kupilbym taka.
Naprawde bardzo nie chcialem wyladowac w wiezieniu.
Drzwi otworzyly sie z sykiem i brzydka Natalia weszla do windy. A wlasciwie zrobila krok do przodu, zobaczyla mnie, zachwiala sie, wytrzeszczyla oczy i probowala sie wycofac.
Chwycilem ja za ramie i wciagnalem do srodka. Przystawilem jej noz do gardla – ten ruch wypadl tak naturalnie, jakbym cale zycie napadal w windach samotne dziewczyny w charakterze psychopaty-gwalciciela.
– Bede krzyczec – powiedziala Natalia, patrzac na noz.
– To dlaczego tego nie robisz? – spytalem.
Zlozony parasol wbijal mi sie w noge, Natalia uparcie go nie odsuwala. W drugiej rece miala torbe z zakupami.
– Prosze mnie puscic, ja pana nie znam! – powiedziala glosno. – Prosze mnie puscic!
Nacisnalem guzik piatego pietra.
– Klamiesz. Pamietasz mnie. A to znaczy…
Przebiegla wzrokiem po mojej twarzy. Oblizala wargi i ostroznie pokrecila glowa.
– Pan zwariowal. Zgnije pan w wiezieniu. Wie pan, co sie robi w obozie z gwalcicielami?
– Natalio, jest pani zbyt spokojna – powiedzialem i wtedy uswiadomilem sobie, ze trafilem w sedno. Jest zbyt spokojna jak na kobiete, ktora zaatakowal z nozem… niewazne kto, psychopata czy oszukany frajer.
– Nie jest pan morderca. Nic mi pan nie zrobi.
– Sprawdzimy? Pozbawiliscie mnie wszystkiego. Mieszkania, pracy, dokumentow. Nie mam nic do stracenia!
– Zycie – odpowiedziala krotko.
– To nie jest takie wazne. – Ujalem noz tak, zeby ostrze wbijalo sie w szyje w okolicy arterii. – Jesli tylko pisniesz, pchne.
Winda sie zatrzymala, drzwi sie otworzyly.
– Proponuje zachowywac sie tak, jakbysmy byli dobrymi przyjaciolmi – powiedzialem, obejmujac Natalie. – Spokojnie otworzysz drzwi i wejdziemy do mieszkania. Umowa stoi?
Jesli wszystko dobrze przewidzialem, jesli Natalia nie zacznie sie wyrywac i krzyczec, to wszystko powinno pojsc dobrze. Przez wizjer nie da sie dojrzec noza. Dziewczyna idzie z chlopakiem, obejmuja sie, nie moga sie doczekac, kiedy wskocza do lozka, co w tym dziwnego? A wlasnie taki obrazek chce zobaczyc stara sasiadka.
Natalia sie nie wyrywala.
Szczeknely zamki, weszlismy do mieszkania. Zamykajac noga drzwi, pomacalem reka sciane w poszukiwaniu wlacznika. Prostokat kuchennego okna saczyl umierajacy zmierzch. W pokoju niespokojnie szczeknal Keszju. Bylo zimno. Czy naprawde do tej pory nie zaczeli grzac?
– Wlacznik jest nizej – powiedziala pogardliwie Natalia. – Na wysokosci opuszczonej reki.
– No tak, jak moglem zapomniec – wymruczalem. Zaplonelo swiatlo. Zajrzalem do pokoju – pies lezal na kanapie, nikogo wiecej nie bylo.
– Co dalej? – zapytala Natalia. Lekko przechylila glowe, odsuwajac sie od ostrza noza. – Od razu mnie zabijesz czy najpierw bedziesz torturowal?
Keszju zeskoczyl z kanapy. Pobiegl do przedpokoju. Zamachal ogonem i zastygl na granicy miedzy ucieczka i ujadaniem.
– Jestes zbyt spokojna – powtorzylem jak zaklecie. To bylo jedyne, co moglem przedstawic w charakterze dowodu, stojac w tym obcym mieszkaniu. – Natalio, nie moge ci niczego udowodnic, ale jestem pewien, ze siedzisz w tym po uszy.
Dziewczyna prychnela.