i wiezc go na wytrzezwialke, skoro juz sam doszedl do siebie.
Kurcze, wiec wychodzi na to, ze jestem nikim?
Ze juz zupelnie mnie nie ma?
Moge zabic, a godzine pozniej… (zaraz, zaraz, a zegarek jest? Jest i to nawet caly!), a dwie godziny pozniej gliniarze, ktorzy mnie zatrzymaja, nie beda pamietac, gdzie i kiedy mnie zatrzymali.
Nogi same wyniosly mnie na podworko. Stanalem w rogu, rozpialem rozporek. Co sie teraz przejmowac po tym wszystkim.
Stalem sie idealnym przestepca. Moge krasc, napadac, zabijac. Nie zapamietaja mnie zadni swiadkowie. Jesli nie zabija mnie podczas zatrzymania, to wypuszcza.
Zebra jednak bolaly. Zlaman pewnie nie ma, ale pekniecia czy stluczenia sa na pewno.
W kieszeniach mialem pieniadze i klucze od mieszkania rodzicow, na reku zegarek, na pasku komorke. Wszystko w porzadku. Wpol do pierwszej w nocy. Jeszcze zdaze dojechac do rodzicow metrem. Umyje sie, zjem cos i zastanowie sie, co dalej.
Nie chce byc przestepca. Nawet idealnym.
Tylko co moge zrobic? Natalia nie zyje i nic mnie juz nie wiaze z przeszloscia.
Jedynie klucze od mieszkania rodzicow.
Wychodzac z podworka na ulice, obracalem klucze w reku. A gdy metalowy klucz zlamal sie w moich palcach, nawet sie nie zdziwilem.
Niczego innego nie nalezalo sie spodziewac.
6.
Supermarkety wymyslono dla rodzin wielodzietnych.
Calodobowe supermarkety – dla mizantropow.
Normalny czlowiek nie pojdzie w srodku nocy po zakupy do ogromnego multipleksu; butelke wodki w srodku imprezy prosciej kupic w sklepiku przy stacji metra. Robienie calotygodniowych zakupow o drugiej w nocy to cos dla ludzi marzacych o tym, zeby zamieszkac na bezludnej wyspie.
Stalem przed lodowkami w dziale nabialowym i patrzylem na niekonczace sie rzedy jogurtow. Nie bylem glodny, nie mowiac juz o tym, ze nie mialem dokad zaniesc zakupow. Ale musialem znalezc sie w srodku cywilizacji, w jej najbardziej wulgarnym, konsumpcyjnym przejawie. Zarcie, alkohol, elektronika, tanie szmatki. Dyskretna muzyka z niewidocznych glosnikow. Nieliczni klienci snujacy sie po sklepie.
Mlody chlopak wklada do wozka kolejne kartony mleka i opakowania jajek. Kto to? Zwariowany milosnik omletow? Menadzer restauracji „Mliko-jajki”? Wynalazca nowej diety-cud?
A ten skromnie ubrany mezczyzna, w skupieniu ogladajacy czasopisma o luksusowych domach? Ekscentryczny milioner, szukajacy willi na Rublowce? Biedny architekt, ktory sledzi nowe trendy? Masochista, pragnacy zobaczyc, jak mieszkaja mozni tego swiata?
Za to z para, ktora wziela dwie butelki szampana, pudelko czekoladek, a przy kasie paczke prezerwatyw, wszystko jest jasne. Tylko papier toaletowy, lezacy w koszyku obok szampana, wyglada smiesznie i nie na miejscu.
Ja przede wszystkim wzialem ladowarke do telefonu – ciekawe po co, skoro nie mam do niej gniazdka. Wlozylem do wozka butelke taniego dagestanskiego koniaku, zastanowilem sie i dorzucilem tabliczke czekolady i butelke wody mineralnej. Wlasciwie moglbym spedzic w tym markecie cala noc, ochrona pewnie nie zwrocilaby na mnie uwagi. Przed mala kawiarenka jest toaleta, juz w niej bylem, dlugo zmywajac z rak slady krwi. Ale jaki sens tu tkwic? Juz lepiej usiasc na lawce przed marketem i wydac walke wszystkim problemom w tradycyjny rosyjski sposob.
Nie mam dokad pojsc. Nie mam dokad zadzwonic. Nawet rodzice… Jestem pewien, ze nie maja juz syna o imieniu Kiryl.
Powoli ruszylem do kasy. Karta kredytowa jest, ale bez dowodu mi sie nie przyda. Za to gotowka nie miala zamiaru rozpadac sie w proch. Jakie to przykre, wbrew wszystkim przyslowiom pieniadze okazaly sie pewniejsze od ludzi.
Wlasnie liczylem banknoty, gdy zadzwonil moj telefon.
Teraz, gdy komorki dzwonia Beethovenem czy piosenkami grupy Umaturman, najbardziej oryginalny dzwonek to zwykle „drryn-drryn”; takie, jak w starych telefonach, gdy nie bylo jeszcze zadnych mikroukladow, tylko w czaszeczki dzwonka walil maly mloteczek.
Wyjalem komorke i popatrzylem na napis „numer zastrzezony”.
Taki napis jeszcze o niczym nie swiadczy. Wcale nie musi dzwonic do ciebie prezydent czy inna szycha, ktorej numeru nie powinni znac zwykli smiertelnicy. To moze byc kazdy, kto nie chce, zeby wyswietlal sie jego numer.
– Halo? – powiedzialem.
– Kiryl.
Nie pytanie, lecz stwierdzenie. Mocny meski glos, dosc wladczy i raczej serdeczny.
– Tak.
– Zapamietaj droge. Metro Aleksiejewska. Od razu od metra w lewo. W dol po schodach. Idziesz sciezka miedzy domami…
– Kto mowi?! – zawolalem. – Czego pan chce?
– Zapamietaj droge.
– Nie mam zamiaru nigdzie…
– Jak sobie zyczysz.
Niewidoczny rozmowca umilkl.
– Halo? – zapytalem ostroznie.
– Zapamietaj droge. Metro Aleksiejewska…
Poddalem sie.
– Niech pan po prostu poda adres!
– Zapamietaj droge.
Nie wiem, czym skonczylaby sie ta rozmowa, gdybym stal w hali. Moze bym sie zaparl, odmowil jechania nie wiadomo dokad. Ale ja szedlem, pchajac wozek i zorientowalem sie, ze mijam kasjerke. Dziewczyna patrzyla obojetnie, jakby przeze mnie.
Zrobilem jeszcze krok, wsuwajac wozek przez bramke sygnalizacji. Rozlegl sie brzeczyk alarmu, dziewczyna drgnela i jej spojrzenie skoncentrowalo sie na mnie.
– Niech pani nie spi – powiedzialem, cofajac wozek i wykladajac na tasme zakupy. I dodalem juz do sluchawki: – Niech pan chwile zaczeka. Wlacze dyktafon.
Okazje udalo mi sie zlapac dopiero po dluzszym czasie. Albo nikt nie chcial brac pasazera w srodku nocy w zimnym deszczu, albo ludzie przestali mnie zauwazac. Wnioskujac z zachowania kasjerki z marketu, raczej to drugie.
W koncu zatrzymalo sie stare ziguli (kierowca byl dla odmiany Rosjaninem). Pomyslalem, ze w tym wypadku chec zarobku przezwyciezyla mistyke.
Za ostatnie sto piecdziesiat rubli dojechalem do Aleksiejewskiej. Przeszedlem Prospekt Mira – nawet o drugiej w nocy bylo tu sporo ludzi, staly jaskrawo ubrane, mocno wymalowane kobiety, spieszyli do domow pasazerowie ostatnich pociagow. Podszedlem do metra, wejscie na stacje juz nie dzialalo, ale ludzie jeszcze wychodzili.
„W dol po schodach i miedzy domami”. Im dalej od metra, tym okolica stawala sie bardziej bezludna. Nawet latem niewiele osob spaceruje o drugiej w nocy, a co dopiero mowic o zimnej, dzdzystej, jesiennej nocy!
Szedlem, od czasu do czasu wyjmujac telefon i sluchajac nagrania na dyktafonie. Nigdy nie uwazalem sie za mistrza orientacji w miescie, ale otrzymalem wyjatkowo dokladne informacje. „Po lewej budynek milicji, mijamy,