– Czestuj, jak ci nie szkoda.
Keszju z tylu kichnal, wyglaszajac swoja opinie na temat palenia w ogole i palenia papierosow bez filtra w samochodzie w szczegolnosci.
– Dobry tyton – powiedzial uprzejmie kierowca. – Mocny.
– Tak, to jedno mozna powiedziec szczerze
– Opony zmienilem – pochwalil sie kierowca. – Mialem kupic zimowe, ale potem zdecydowalem sie na uniwersalne. Zimy u nas teraz takie… cieple… No i krece kierownica, i tyle.
– Taka funkcja – powiedzialem w zadumie.
– Myslisz, ze to moja funkcja? Ze jak czlowiek z Kaukazu, to od razu albo na bazarze handluje, albo kierownica kreci? A ja jestem inzynierem melioratorem! Zdazylem skonczyc studia, a potem wszystko sie tak potoczylo… – Zamilkl. – Nie ja decydowalem, wierz mi. To za mnie o wszystkim zdecydowali grubi wujaszkowie. No coz, bede krecic kierownica. To tez praca.
– Tez praca – zgodzilem sie. – I wydawanie rozkazow to tez praca.
– Ale nie to jest najwazniejsze. Najwazniejsze to zyc. Ty jestes mlody, myslisz, ze masz przed soba wiecznosc. A najwazniejsze to zyc. Zywy osiol jest wazniejszy od zdechlego lwa.
Milczalem. Keszju krecil sie na tylnim siedzeniu. Ciezko mu bedzie, jesli umre. Nie mowiac juz o tym, jak ciezko bedzie rodzicom. A Kotia ma tylko Illan, a i to… zawsze zmienial dziewczyny jak rekawiczki.
22.
Jedni mowia, ze to, co ci pisane, cie nie minie.
Inni uwazaja, ze kazdy czlowiek jest kowalem wlasnego losu.
A ja mysle, ze jedni i drudzy maja racje.
Czlowiek jest swoim wlasnym losem. Zawsze jest cos, co mozesz zmienic. Cos, co mozesz pokonac. A jest tez to, czego nigdy nie dokonasz, bo po prostu nie zdolasz, chocbys walil glowa w mur.
Czytalem ksiazki, w ktorych autorzy dowodzili, ze czlowiek jest zdolny do wszystkiego, wystarczy umiescic go w okreslonych okolicznosciach, a zacznie zrec gowno i skakac innym do gardla. Niektorzy dowodza tego bardzo przekonujaco. Ale ja mysle, ze te ksiazki dowodza tylko jednego: ze wlasnie ten czlowiek gotow jest i zrec, i skakac. W przeciwnym razie wszystko jest niesluszne. Na darmo.
Dlatego zawsze lubilem ksiazki, w ktorych sie mowi, ze czlowiek jest nawet lepszy niz sam o sobie mysli.
Siedzialem w kuchni, palilem i pilem kolejna filizanke kawy. Pewnie, ze szkodzi na serce, ale czego mam sie bac, skoro jestem w trakcie wyboru? A juz tym bardziej nie bede sie mial czego bac, gdy zostane funkcyjnym kuratorem…
A jesli nie zostane, to juz nigdy nie bede musial dbac o zdrowie.
Telefon lezal przede mna na stole. Keszju posiedzial troche ze mna w kuchni, zrozumial, ze nie ma co liczyc na przekaske w srodku nocy i poszedl spac na moje lozko, z dala od dymu i swiatla.
Jesli za twoimi oknami dymi fabryka, to mozesz przeniesc sie tam, gdzie nie ma fabryk. Albo doprowadzic do tego, ze fabryka zostanie zamknieta.
A jesli trucizna jest rozlana w powietrzu, jesli ani w gorach, ani na wyspie posrodku oceanu sie przed nia nie ukryjesz? Jesli wydzielaja ja wszyscy wokol ciebie? I jesli wszystkim to odpowiada, jak halucynogenne powietrze Nirwany nieszczesnym zeslancom?
Co wtedy pozostaje?
Przestac oddychac. Albo przywyknac.
Pewnie teraz faktycznie jestem silny. Skoro zdolalem jedna kula zalatwic nie-aniola, starozytnego silnego funkcyjnego, skoro grzmotnalem listonosza i nie zwrocilem uwagi na wysilki policjanta… Poza tym, caly nasz swiat jest zalezny od mojej pomyslnosci, likwidowanie mnie jest bardzo ryzykowne.
Pewnie zdolam pokonac Kotie i zajme jego ciepla posadke. Bede chodzic do Tybetu jak do wlasnej kuchni, przenosic sie ze swiata do swiata, podrozowac, wypoczywac… Niezbyt meczaca praca. Przerzucasz dyspozycje od jednych funkcyjnych do drugich i mozesz dalej proznowac. Zajme sie jakims tam kolekcjonerstwem, bede pisac kryminaly albo traktaty filozoficzne.
A jak mi sie znudzi, pojade do ojczyzny funkcyjnych, na Ziemie-szesnascie. Ciekawe czemu jednak dali jej numer, w dodatku taki dziwny? W celu zamaskowania przed zbyt ciekawskimi celnikami? A moze w porzadku swiatow Wachlarza jest jakas niepojeta dla mnie harmonia? Mozliwe…
Wulkaniczne pustkowia mnie malo interesuja, za to muzeum z jego skrzydlatym kustoszem bardzo.
A jak juz znudzi mi sie wszystko na swiecie, wybiore sie do Arkanu. Bede zmieniac inne swiaty. Moze uda mi sie zrobic lepszy, taki, w ktorym niepotrzebni beda funkcyjni? Gdzie wszystko bedzie dobrze…
W koncu innego wyjscia nie ma.
Popatrzylem na telefon i pomyslalem, ze Kotia na pewno jeszcze nie spi, czeka az zadzwonie. Musze wyjac skrupulatnie przechowywana wizytowke i wybrac dlugi numer telefonu satelitarnego.
I w tym momencie telefon zadzwonil.
Wzialem go do reki, nacisnalem przycisk i powoli przystawilem do ucha.
– Halo? Nie obudzilem cie?
– Nie – odparlem. – Siedze, kawe sobie pije.
– Ja tez nie moge spac – pocieszyl mnie Kotia. – Siedze, cierpie i pisze wiersze.
– Liryczne czy podniosle?
– Satyryczne. O tym, jak staruszkowi-weteranowi Wasilijowi Tierkinowi przyslali wezwanie do wojska. Posluchaj: „Juz otworzyl, czyta glosno nieugiety ton wojaka:»Przybywajcie zaraz jutro do nas, do wojenkomatu!«. Kladzie list Wasilij Tierkin, patrzy nan spod okularow,»Co wyprawia sie z Ojczyzna, skoro biora weteranow?«. Poci sie porucznik mlody i ze wstydu sie czerwieni:»To widocznie jakis chochlik musial nam sie tu rozplenic, wedlug naszych informacji macie osiemnascie lat!«. Rozesmial sie Wasia Tierkin, dobry stary dziad:»Ej, chlopaczki, zartujecie, wasz komputer plame dal! Setki dodac nie zechcecie?«. A mlodziutki zolnierz drzal”.
– Bardzo zabawne – powiedzialem. – Gratuluje odkrycia nowej rozrywki. Po co dzwonisz?
– A czemu mialbym nie zadzwonic? Do kogo innego mialbym dzwonic? Nawet jesli obudze Illan, to ona i tak nie doceni humoru, przeciez nie slyszala o zadnym Wasiliju Tierkinie… – Zamilkl, a potem zapytal rzeczowym tonem: – No i co, wybrales? Po co zwlekac?
– To ty nie masz po co zwlekac. A ja jestem jeszcze mlody, dla mnie kazdy dzien to radosc.
– Faktycznie, nie pomyslalem – przyznal Kotia. – Ale siedze tu jak na szpilkach.
– Tu, to znaczy w twojej Shambali? Dobrze cie slychac, tylko jest taka jakby zwloka…
– Tak. Jak chcesz, to przyjdz. Oglosimy tymczasowe zawieszenie broni.
Popatrzylem w okno. Switalo.
– Nie, masz racje, nie ma co tego odwlekac. Zrobmy tak… dzisiaj w poludnie. Tylko wybierzmy jakies takie miejsce malo pompatyczne.
– Dobra. Wysypisko smieci pasuje?
– Zartujesz sobie… A moze za miastem, po drodze na jeziora Niedzwiedzie, gdzie w zeszlym roku obchodzilismy urodziny Witalika?
– Ej, no to juz zupelna beznadzieja, w szczerym polu, jak dwoch molojcow… Poza tym wszystko tam teraz rozmieklo, same koleiny. A moze u ciebie na podworku, tam gdzie zamkniete przedszkole? Tam jest takie male wewnetrzne podworko, z ulicy nikt nie zobaczy.
– Przeciez tam ciagle alkoholicy pija…
– Dlaczego zaraz alkoholicy, my tez tam pilismy. Jak nam bedzie ktos przeszkadzal, to go wysiudamy na kopach. Co to dla nas?
Spojrzalem w okno. Zamkniete piec lat temu przedszkole – dwupietrowy budynek i kwadratowe podworko. Pewnie po to, zeby maluchy mialy gdzie spacerowac, gdy za bardzo wieje.
– Jakos tak glupio – powiedzialem. – Podobno teraz rodzi sie wiecej dzieci, znow je maja otworzyc.
– No to co? Ten, ktory zostanie, posprzata. Poza tym bedziesz mial blisko.
– No dobra – zgodzilem sie. – To faktycznie nie jest patetyczne miejsce.