Skoro zwyczajna kula z ich automatu powalila kustosza…
– O to prosze sie nie martwic, Kiryle. Po pierwsze, chodzi nie tylko o kule, lecz rowniez o tego, kto strzelal. A po drugie, Arkan jest zupelnie nieszkodliwy. Zajmuje sie wylacznie swoimi funkcjami, poprawia swiaty, utrzymuje w nich porzadek…
– Po co poprawiac swiaty?
– Po to, zeby chetni mieli dokad pojsc, Kiryle.
– Pojsc? Przeciez jestesmy przywiazani.
– A skad pomysl, ze mowa o funkcyjnych? – Listonosz poprawil okulary. – Kiryle, przez caly czas popelniasz ten sam blad: sadzisz, ze jestesmy czyms wiecej niz tylko slugami. Kiryle, obudz sie! Czasy, gdy najsilniejszy rownalo sie najwazniejszy, dawno minely! Najmadrzejsi wycieraja spodnie w laboratoriach. Najsilniejsi zrywaja sobie miesnie ku uciesze publicznosci. Najzreczniejsi i najbardziej smiali pracuja jako ochroniarze, a najcelniejsi i najbardziej okrutni – jako najemni zabojcy. Owszem, jesli masz wspanialy glos, mozesz zostac gwiazda swiatowej slawy i twoje koncerty zapelnia stadiony. Ale i tak bedziesz spiewal na imprezach multimilionerow, na politycznych spotkaniach na szczycie, bedziesz zdzieral sobie gardlo dla garstki znudzonych starcow i ich zarozumialych dzieci. Bedziesz mial bardzo dluga smycz z jedwabiu albo lancuch ze zlota, ale i tak bedziesz na uwiezi! Co chcialbys znalezc? Wladze? Jest wokol ciebie! Wladza to pieniadze, pozycja, koneksje! Gdy solidny czlowiek przechodzil przez twoja wieze do innego swiata na koncert, czy nie rozumiales, ze twoja funkcja polega na byciu odzwiernym? Chcesz nas zniszczyc? Zniszcz cala wladze na swiecie! Tylko ze wtedy zastapi ja inna wladza, a my i tak bedziemy jej potrzebni… Co chcialbys mi powiedziec? Pewnie cos o Opoce? A przeciez Opoka to nic szczegolnego, to ta sama wladza, tylko odizolowana z przyczyn ideowych! To tak, jak radzieccy przywodcy jezdzili na wakacje do Soczi, choc woleliby do Nicei. Zawzieci kardynalowie zamiast slug-funkcyjnych wola tworzyc swoich… biologicznych funkcyjnych. To nic, nam sie nie spieszy. Uplynie troche czasu, zrobi im sie za ciasno i przyjda do nas. Najpierw z propozycja pokoju, pozniej – wspolpracy. A potem odkryja, ze w Biblii jest wyrazna pozytywna wypowiedz o takim porzadku swiata, i dolacza do innych swiatow Wachlarza…
Zdjal i przetarl okulary, po czym dodal z wyraznym rozdraznieniem:
– Pewnie sobie myslisz: „Zaraz wyjme noz albo zlapie stalowa palke, sil mi wystarczy, i zalatwie tego lajdaka listonosza. To on jest wszystkiemu winien!”. A ja wcale nie jestem niczemu winien, Kiryle. Ja jedynie wypelniam swoja funkcje. Gdy umre, a wszyscy predzej czy pozniej umrzemy, kogos przestanie poznawac zona i dzieci. On wyjdzie na ulice i zobaczy maly samochod z kluczykami w stacyjce. Wsiadzie do niego i zrozumie, ze to jest jego funkcja: jezdzic ze swiata do swiata z listami i telegramami, gazetami i liscikami… A jesli nie bedzie sobie radzil, pojawi sie jeszcze jeden listonosz. Tak, w twoim rozumieniu kierownictwa jestem znacznie wazniejszym ogniwem niz jakikolwiek kurator czy kustosz muzeum, zyjacy tak dlugo, ze az utracil ludzka postac. Ale i tak jestem tylko ogniwem, ktore mozna w kazdej chwili zastapic, podobnie, jak nas wszystkich. Jednostka w skali historii niewiele znaczy, wazna jest funkcja. Gdybys ty wiedzial, ilu ludzi trzeba zalatwic, zeby nie dopuscic do jednej jedynej wojny! Swiete miejsce nigdy nie jest puste.
– Sformulowalbym to inaczej: bloto zawsze znajdzie swinie.
Listonosz prychnal i spojrzal na zegarek.
– No i co? Chcesz mnie zabic? Nie? To czytaj list, musze dostarczyc odpowiedz.
Wyjalem z koperty kartke wyrwana ze zwyklego szkolnego zeszytu i prychnalem.
– Tak, ty i Konstanty jestescie do siebie podobni – rzekl listonosz. – Jak dali poliniowany, pisz w poprzek…
Nie sluchalem go. Czytalem.
Kiryle!
Ku mojemu wielkiemu zalowi, wydarzenia przybraly wlasnie taki obrot, ktorego ja i, smiem twierdzic, Ty – sie obawialismy. W tym planie bytu nie ma miejsca dla nas dwoch. Rozumiem Twoja niechec do opuszczenia swojego swiata, na Twoim miejscu postapilbym tak samo.
W niniejszym liscie oficjalnie wyzywam Cie na pojedynek. Miejsce, czas i rodzaj broni mozesz wybrac sam. W zaistnialej sytuacji nie moge zyczyc Ci powodzenia, jednak przyjmij moje zapewnienia o szczerym i serdecznym uczuciu etc, etc.
Twoj przyjaciel
Konstanty.
PS Illan przesyla Ci pozdrowienia. Mysle, ze nie ma potrzeby informowania jej o wydarzeniach.
PPS Tak naprawde to za dlugo zyje na tym swiecie. Wybacz staremu bizantyjskiemu hultajowi nieustanne klamstwa. Ale tak przywyklem zyc roznymi zywotami, ze czasem sam zaczynam wierzyc w swoje historie…
Zlozylem starannie kartke i schowalem do kieszeni.
– Jaka bedzie odpowiedz? – spytal nerwowo listonosz. – Bardzo bym prosil o pospieszenie sie, czekaja na mnie trzy osoby w dwoch innych swiatach. Przy okazji, zwroc uwage, ze twoj przyjaciel daje ci mozliwosc wyboru broni. To bardzo szlachetne z jego strony! Osobiscie radzilbym ci z gory odrzucic miecze, szpady i inna bron biala, on zna ja znacznie lepiej niz ty.
– Czy byl kiedys znanym czlowiekiem? – spytalem w zadumie.
– Bardzo znanym. I korzystal z uslug istniejacej wowczas sieci funkcyjnych. Ale tak sie zlozylo, ze wybral nie przeniesienie do innego swiata, lecz zostanie funkcyjnym. Dosc rzadki przypadek, zwykle czlowiek sukcesu szybko robi to, co chcial uprzednio zmienic w swiecie, i potem juz nie nadaje sie na funkcyjnego… To co mam mu przekazac?
– Zadzwonie do niego – odparlem.
Listonosz westchnal.
– Dobrze. Tak wlasnie przypuszczalem. W takim razie pozwoli pan, ze sie pozegnam. Rzecz jasna, jesli nadal nie ma pan zamiaru mnie zabijac.
– Nie mam – powiedzialem, a potem wstalem i z calej sily rabnalem listonosza w twarz.
Zwalil sie z loskotem, a nieszczesne krzeslo, doznajac drugiego juz upadku w ciagu dnia, w koncu sie rozpadlo. Ocierajac krew z twarzy, listonosz krzyknal bolesnie, zlapal sie za szczeke i wstal.
– Za co?
– Za kardynala Rudolfa… za Elise. Za psy w Opoce. Myslisz, ze nie poznalem twojego glosu?
– To byla operacja Arkanowcow, ja tylko zglosilem sie do eskorty! Nawet nie bylem uzbrojony!
– Wierze. Dlatego nie zabiles.
Trzech kelnerow juz do nas bieglo, a w glebi kawiarni dziewczyna z personelu dzwonila z komorki, nietrudno sie bylo domyslic, dokad.
– I mimo to – powiedzial listonosz, przytrzymujac szczeke i nieco sepleniac – mimo to
Odwrocil sie i twardym krokiem poszedl do samochodu. A ja odwrocilem sie do kelnerow – mialem straszna ochote sklepac komus twarz. Kelnerzy byli krzepkimi chlopakami, ale cos we mnie musialo ich speszyc, bo sie zatrzymali.
– Prosze pana, to chuliganstwo! – zawolal jeden z nich.
– Absolutnie sie z panem zgadzam! – Wzialem ze stolika karafke i wypilem resztke zubrowki. Idiotyczna trawka oczywiscie utkwila mi zebach.
W jednej rece trzymalem karafke, druga zaczalem pisac w powietrzu. Ogniste litery spadaly z moich palcow lekko i chetnie. Jeden z kelnerow przezegnal sie, dwoch znieruchomialo. Z odleglego stolika, przy ktorym calowala sie para zakochanych, dobiegl histeryczny pisk.
– To na razie, chlopaki – rzucilem i wszedlem w portal.
No prosze, w dodatku gwizdnalem karafke!
Tak wlasnie rodza sie niezdrowe sensacje…
W glowie mi sie krecilo, moze na skutek skokow w przestrzeni, a moze z powodu wypitej wodki. Stalem na klatce schodowej. Zwyklej, niezbyt czystej klatce wiezowca, niezbyt prestizowego, ale jeszcze nie do konca