Niz niekonczaca sie niewola
Podarowanej doskonalosci!
Rozdarte skrzydla aniola rozchylily sie i opadly na robota. Zlaczyli sie w objeciach, aniol stal nieruchomo, robota przykrywala gora skrwawionych, tlacych sie pior.
Zerwalem z piersi automat, wycelowalem w aniola i krzyknalem:
– Zostaw go! Pusc! Slyszysz?!
Aniol powoli zlozyl skrzydla za plecami, robot wysunal sie z nich i osiadl na dachu jak martwa sterta zelastwa.
– Czas jego istnienia uplynal – rzekl cicho aniol. Na jego ciele nie bylo widac ran, tylko zakrwawione strzepy szaty nadal szarpal wiatr, skrzydla pozostaly czarne.
– Mial jeszcze dwa miesiace i szesc dni!
– Do chwili, w ktorej zaczal strzelac. Akceleratory liniowe spalaja miesiace w ciagu kilku sekund.
– Nie jestes aniolem – powiedzialem, opuszczajac automat.
– Nie jestem. Jestem kustoszem muzeum. To, ze cyborg usilowal wejsc do budynku, bylo mi obojetne, poczekalbym na naturalny koniec jego zycia. Ale ty zmusiles muzeum, zeby wpuscilo i jego, i ciebie.
– Co to za muzeum?
Nie-aniol ruszyl powoli w moja strone. Znowu podnioslem automat, nie-aniol usmiechnal sie i zatrzymal.
– Myslisz, ze bedzie to bardziej efektywne niz hiperdzwiekowe igly, koloidalny napalm i infradzwiek?
– Nie mysle – odparlem szczerze. – Ale cos przeciez musze robic?
Nie-aniol skinal glowa.
– Masz racje, dobrze cie rozumiem… To jedynie muzeum, mlodziencze. Zebrano tu najbardziej zdumiewajace eksponaty na swiecie. Sa tu zwierzeta, ktore wymarly dawno temu i takie, ktore nigdy sie nie pojawily. Mozna tu znalezc wiersze sedziwego Puszkina i powiesci przygodowe Szekspira. Sa tu latajace machiny, ktore zdazyl zbudowac Leonardo, przekazniki energii, stworzone przez Tesle, generatory pola silowego Einsteina… Sa tu cyborgi, podobne do tego, ktory strzelal do mnie.
– Sporo mozna zebrac, gdy grabi sie cale swiaty…
– Nikt ich nie grabil. Wszystko to powstalo wlasnie dlatego, ze swiaty sie zmienialy. Dantes zostal funkcyjnym-medykiem i nie zastrzelil Puszkina. Poeta wyszalal sie i zaczal zyc spokojnie, tworzac poematy. Napoleon odnalazl swoje powolanie w podrozach, Hitler w kuchni wegetarianskiej, Lenin w filozofii. Gdybys mogl zmienic historie swojego swiata, czy nie chcialbys uwolnic go od bledow?
– Ale wtedy ten swiat bylby inny.
– Nie od razu. Z cala pewnoscia nie od razu. Nie wyobrazasz sobie, jaka to nieruchawa machina, ten czas. Wymazano z historii straszliwa krwawa wojne, a ludzie, ktorzy mieli umrzec, i tak umarli, a ci, ktorzy powinni sie narodzic i tak sie narodzili. Trzeba duzo wysilku, zeby historia zboczyla na inny tor. Wczesniej czy pozniej do tego dochodzi i wtedy otwiera sie nowy swiat. Jest inny, ale nawet wtedy plywaja w nim odlamki poprzedniego – miotajacy sie ludzie, ktorzy pragna dziwnych rzeczy, majacy swiadomosc, ze zyja cudzym zyciem, pamietajacy to, co sie stalo nie z nimi…
Glos nie-aniola hipnotyzowal jak muzyka, w jego oczach lsnily obce slonca.
– Ale po co? – spytalem. – Jesli tak wlasnie jest, po co to robic? Zeby uczynic lepszym cudzy swiat? Naprawic swoj?
Nie-aniol usmiechnal sie.
– Alez po nic, chlopcze. Naprawde jeszcze tego nie zrozumiales? Nie ma zadnego celu zmian, poza samymi zmianami. Jesli od dziecinstwa marzyles o tym, zeby przeczytac trzeci poemat Homera…
– Jaki trzeci? – wymruczalem.
–
– Po co?! – zawolalem. – No po co? Po co zmuszac martwych, zeby ponownie staneli do walki? Po co kroic przeszlosc, skoro mozna czynic przyszlosc?
– Po nic – wyskandowal nie-aniol. – Moskwa nie lezy nad morzem, i to jest przykre. Coz, w takim razie nalezy trafic do swiata, gdy skorupa ziemska jest jeszcze zywa i plastyczna. Nie wyobrazasz sobie, jak na rzezbe terenu przyszlosci moze wplynac jedna nieduza bomba, uzyta w odpowiednim miejscu… i co najwazniejsze, w odpowiednim czasie. I oto wychodzisz ze swojego mieszkanka i idziesz na plaze, machajac recznikiem.
– Nie rozumiem – wyznalem. – To znaczy, to wszystko super, i
Nie-aniol rozesmial sie.
– Jak to po co? A po co w ogole jestesmy my, funkcyjni? Do wypelniania swojej funkcji. Ty regulowales korzystanie z portali, czerpales energie z pustki i trzymales otwarte wrota, dzieki czemu ludzie mogli podrozowac ze swiata do swiata. A ja pilnuje muzeum, dbam o eksponaty, oprowadzam wycieczki… Zorganizowac ci wycieczke? To przeciez ciekawe.
– Przez pierwsze lata pewnie tak…
Nie-aniol skinal glowa.
– Jednak cos niecos rozumiesz… Moze po prostu twoja funkcja byla niewlasciwa? Jestes mlody, z mlodymi czesto sa problemy… Moze powinienes zostac kuratorem swojego swiata? Twoj przyjaciel Kotia juz sie troche zasiedzial, setki lat na jednym stanowisku…
– Ja-jak to setki? Przeciez powiedzial…
Nie-aniol zatrzasl sie od smiechu i oparl na swoim lsniacym mieczu, po ktorym przebiegly rozblyski bialego plomienia.
– On wiele rzeczy mowil… Nie osadzaj go zbyt surowo, jest wystraszony. On wie, ze takie sytuacje rozwiazuje sie tylko w jeden sposob. A zabic cie nie moze. W twoim swiecie zaden funkcyjny cie nie ruszy, cala realnosc swiata stoczylaby sie po rowni pochylej.
– Dlaczego? Nie odpowiesz mi, co?
– Odpowiem, czemu nie? Miales pewien wektor rozwoju, niebezpieczny dla drogi, ktora zmierzal twoj swiat, i automatycznie stales sie kandydatem na funkcyjnego… albo do likwidacji. Czasem postepujemy rowniez w ten sposob, niestety. Jednak twoj przyjaciel, blyskotliwy kurator i umiejetny manipulator, okazal sie bardzo sentymentalny. Pokierowal toba osobiscie, wybral ci taka funkcje, ktora bylaby dla ciebie najbardziej interesujaca. Ale sie przeliczyl, ciebie zupelnie ponioslo. A gdy on w panice chcial cie zabic – nie-aniol rozlozyl rece – bylo juz za pozno. Ty juz funkcjonowales i stales sie czescia wszystkich Kirylow wszystkich swiatow. A w tych swiatach jednak odgrywales jakas wazna role i kazda proba zniszczenia cie przywracala twoje zdolnosci, w dodatku pomnozone. Gdybys mimo wszystko zostal zabity, moglbys pociagnac za soba caly swiat w niebyt albo… – Nie- aniol zamilkl. – Albo tak jak u nas, pociagnac czesciowo. Tez nic dobrego.
– I co teraz?
– Teraz… – Nie-aniol westchnal. – Mozesz zabic Konstantego. A jak sie postarasz, to po prostu go odsuniesz, oderwiesz od jego funkcji. Niech sobie zyje zwyklym zyciem, to mu dobrze zrobi. Mozesz sam zginac. Ale obawiam sie, ze wtedy twojemu swiatu nie bedzie lekko.
– Zawsze jest trzecia mozliwosc.
– Oczywiscie. Mozesz odejsc ze swojego swiata.
– Juz probowalem. Przyszedl po mnie specnaz z Arkanu.
– O, wtedy odchodziles, zeby powrocic. I do tego jeszcze spiknales sie ze swoim wystraszonym kuratorem. Jesli odejdziesz zupelnie, do Opoki, tutaj, na Weroz, zostawia cie w spokoju. Arkan to wyspecjalizowany swiat, bezpieka funkcyjnych. Proste, surowe chlopaki. Ale ja z nimi pogadam, umotywuje twoja decyzje. Recze, ze cie nie rusza. Tak czy inaczej bedzie to wszystkim na reke.
Nie-aniol umilkl.
A ja stalem z opuszczona bronia i myslalem o Werozie. O cichym, przytulnym miasteczku z okropna nazwa Kimgim. O dziwnym Orysultanie. O tysiacach zadowolonych z zycia miasteczek, swietnie nadajacych sie do zycia.